piątek, 1 listopada 2013

6.

Rękoma opierałam się o blat, mój iPhone już dawno wypadł mi z ręki. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w jeden punkt, powtarzając jak mantra: to niemożliwe... niemożliwe...
    - Natasza! Spójrz na mnie! Słyszysz?! Co się dzieje?! Mów do mnie!
Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Z bezsilności, z rozpaczy. Dima delikatnie szarpał mnie za ramiona, żebym wreszcie na niego popatrzyła. Widząc, że nic tym nie może wskórać, rękoma ujął moją głowę, zmuszając mnie do spojrzenia prosto w jego piękne, ciemne oczy.
   - Rozmawiaj ze mną... - wyszeptał przytulając policzek do mojego, tak bardzo mokrego od spływających łez.
   - On wie gdzie jestem... Znów będzie chciał mnie skrzywdzić... Znów...- mówiłam jak w transie.
   - Kto chce ci coś zrobić? Co się dzieje? - Dmitrij wciąż zasypywał mnie pytaniami.

Wtuliłam twarz w jego bluzę, jakbym chciała się w niej ukryć, zatopić. Jego ramiona mocniej zacisnęły się wokół moich pleców. Zaufaj mu. On chce ci pomóc. On nie jest taki jak... Moje myśli krążyły po głowie jak szalone.
   - Uciekłam z Polski przez mężczyznę... To był toksyczny związek... - zbyt intensywnie wpatrywałam się teraz w moje stopy, jakbym sekundę temu odkryła, że je posiadam. - Pewnie zauważyłeś tę szramę na udzie, kiedy zdjąłeś ze mnie sukienkę, gdy byłam zalana w trupa...
   - Widziałem tego więcej... - odpowiedział, a ja ze zdumienia jeszcze szerzej otworzyłam oczy.
   - Jak...jak mogłeś... Nie powinieneś... - zaszlochałam.
Dmitrij już nie odpowiedział. Znów mocniej mnie przytulił. Czułam przez bluzę, jak rytm jego serca stopniowo zwalnia, jakby się uspokajał. Moje wciąż biło jak opętane...
   - Pomogę ci. Słyszysz? Ze mną jesteś bezpieczna. - nigdy jeszcze nie słyszałam takiej stanowczości w jego głosie.
Odsunęłam się od niego, próbując ponownie spojrzeć w te pełne ciepła oczy.
   - Dima... nie wiesz co mówisz. On jest zdolny do wszystkiego. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby komuś coś się stało! Muszę wrócić do Polski... Nie ma innego wyjścia. - odsunęłam się jeszcze bardziej.
   - Nigdzie się stąd nie ruszysz! - wrzasnął na mnie, łapiąc za nadgarstek i siłą przyciągając z powrotem do siebie. - Daj sobie pomóc, do cholery!
Tu jest tak bezpiecznie... W jego ramionach...
  - Czemu tak bardzo ci na tym zależy? Nie znasz mnie... Nie wiesz jaka jestem. Nawet nie wiesz, jaki jest mój... - nie zdążyłam dokończyć zdania. Dima przyłożył swój palec do moich ust, rzucając krótkie „Zamknij się”.

Jego palec zaczął wodzić po mojej linii szczęki. Zmrużyłam oczy i przechyliłam mimowolnie głowę, poddając się temu pieszczotliwemu gestowi. Chwilę później jego usta musnęły moje. Tak delikatnie... Zbyt delikatnie...Otworzyłam oczy. Wpatrywał się we mnie z lekkim półuśmiechem, czekając na to co zrobię. Zarzuciłam ręce na jego szyje, wczepiając palce w jego włosy. Stanęłam na palcach, żeby zniwelować te 30 centymetrów różnicy wzrostu... i wpiłam się w jego usta. To nie był zwykły pocałunek, ale krzyk. Krzyk o pomoc, o zrozumienie... Ból rozdzierał moją klatkę piersiową, głowę... W płucach brakło powietrza. Żadne nie zwalniało. Nasze języki prowadziły ze sobą walkę, ale zupełnie tak jakby wszystko było częścią planu. Dłonie Dmitrija błądziły po moim ciele. Cofałam się powoli do tyłu, kiedy napierał na mnie co raz bardziej, póki moje plecy nie przywitały się ze stołem. Sekundę później Iljinych chwycił mnie w pasie i posadził na meblu. Nogami oplotłam jego biodra przyciskając mocniej do siebie. Moje ręce poznawały teraz każdy zarys jego mięśni, które chowały się pod klubową bluzą... Poczułam jak jego palce sprawnie radzą sobie z guzikami mojej bluzki...
Nie, nie, nie... blizny. NIE! Nawet nie wiem kiedy to ostatnie „nie” wypadło z moich ust. Dima odsunął się ode mnie jak poparzony.
   - Przepraszam. Nie powinienem... - wyszeptał odwracając głowę w stronę okna.
   - To nie twoja wina. To ja jestem nienormalna. Nie ty... - z trudem powstrzymywałam drżenie rąk, gdy zapinałam z powrotem guziki.
Dima ponownie spojrzał na mnie. Nie wiem dlaczego tak bardzo chciał się o mnie troszczyć. Nigdy nikt tak na mnie nie patrzył.
   - Nie przyglądaj mi się tak. Zawstydzasz mnie. - odwróciłam wzrok.
   - Pozwól mi o siebie zadbać.... - wyszeptał, a potem pochylił się by znów delikatnie mnie pocałować.

Leżałam w łóżku, przyglądając się wiszącej nade mną lampie. Kręciłam się z boku na bok, usiłując zasnąć. Zaraz wywiercisz głową dziurę w poduszce debilko. Skarciłam się w myślach. Ciekawe czy Dima śpi... Podniosłam się i w zamyśleniu pokierowałam w stronę kuchni. Ledwo moje stopy zrobiły kilka kroków w ciemnym korytarzu i na coś wpadłam. A raczej na kogoś...
   - Też nie możesz spać? - uśmiechnął się.
   - Wstałam tylko po szklankę wody. - skłamałam.
Nataszka, ty śmierdzący kłamczuszku.
   - Przecież widzę, że nie zmrużyłaś oka... Chodź! - złapał mnie za rękę i siłą zaciągnął do swojej sypialni. - Dziś śpisz ze mną. Daję ci gwarancję nietykalności. - mrugnął

Nie miałam siły mu się sprzeciwiać. Byłam taka zmęczona. Dyma wtulił się w moje plecy, jedną moją dłoń zamknął w swojej... Była taka duża, a jednocześnie miękka. Palce miał smukłe jak u pianisty, a nie siatkarza. Odpłynęłam...

Przebudziłam się kilka godzin później. Po sypialni tańczyły promienie słońca, które odbijały się od śniegu leżącego na parapecie. Dmitrij wciąż spał. Jego ręka nadal spoczywała w moim pasie, lekko zaciśnięta, jakby cały czas pilnował, żebym gdzieś nie uciekła. Pogłaskałam go z czułością po policzku i podniosłam się łóżka, jak najwolniej, żeby tylko go nie obudzić. Ufff... udało się. Śpi jak zabity...
  - Dokądś się wybierasz? - usłyszałam będąc w progu.
  - Czy już nawet nie mogę iść do łazienki? - naburmuszyłam się i wyszłam. Dima nadal miał zamknięte oczy...

Niedziela zapowiadała się leniwie. Marzyłam o spędzeniu dnia na kanapie, bez przejmowania się czymkolwiek. Moje myśli ciągle krążyły wkoło jednego zdania. On wie, gdzie jesteś... Wie gdzie jesteś... Skąd ten skurwiel dowiedział się, gdzie przebywam. Tylko kilka najbliższych mi osób wiedziało dokąd wyjechałam. Prywatność mojego konta na FB była ustawiona do granic możliwości. Dyma nie prowokował mnie do rozmowy. Może to i lepiej, bo miałam ochotę na sprzeczkę. Chciałam na kimś wyładować swoją frustrację, obwinić za swoją sytuację. Dobrze wiem, jak mocno bym tego później żałowała...

Znów odpłynęłam. Kiedy się obudziłam, Dima siedział na kanapie i oglądał telewizję. Moje nogi zarzucił sobie na swoje i wodził palcami po moich łydkach.
   - Chodźmy na spacer. Potrzebujesz tlenu. Za dużo śpisz. - łypnął na mnie.
Miał rację. Jak zwykle. Cholerny Pan Doskonały. 10 minut później już spacerowaliśmy w pobliskim parku. Znów gadaliśmy o jakichś pierdołach. Ten facet potrafił sprawić, że czułam się bezpiecznie. Zapominałam przy nim o wszystkich problemach. Spacer był tak przyjemny, że zawędrowaliśmy jakieś 5-6 kilometrów od domu.
   - Poczekasz chwilę? Skoczę po coś do picia. - Iljinych spojrzał na mnie, kiedy mijaliśmy spożywczy.
Odpowiedziałam mu skinieniem głowy i już zniknął za drzwiami sklepu.
   - Ładnie sobie poczynasz. Ledwo dwa miesiące minęły a ty już masz nowego fagasa. - czyjaś dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku, boleśnie wykręcając mi rękę do tyłu.
On.
Znalazł mnie...


Uszanowanko! 6 rozdział z dedykacją dla Justyny. Dzięki, że tak mi trujesz, żebym szybciej dodawała kolejne ;D

1 komentarz:

  1. No jak będziesz pod naciskiem pisać tak dobre rozdziały, to będę Ci truć jeszcze bardziej :D

    OdpowiedzUsuń