Wstając
prawie go przewróciłam. Co za bezczelny typek. Chociaż nie
powiem… ta propozycja. Ok. nieco połechtała moje ego. Podpierał
się teraz na dłoniach, więc miałam okazję popatrzeć na niego z
góry. Przez moment chciałam kopnąć go w miejsce, które chyba
musiało przejąć dowodzenie zamiast mózgu, ale bez słowa
odwróciłam się i pomaszerowałam do wyjścia.
- Deeeeeeeeenis!!!!
Hahahahahaahahaahhahaahaahaha… Wisisz mi 1000 rubli!!! –
usłyszałam jeszcze śmiejącego się na całą halę Grankina,
rozgrywającego Dynamo. – Jak tak dalej pójdzie, to zbankrutujesz
przed końcem miesiąca. Chyba musisz zmienić patent na podryw!
Prawdę mówiąc rozbawiła mnie ta
cała sytuacja. Idąc z Pałacu Sportu do mojej linii metra
uśmiechałam się do siebie jak idiotka. Do przejścia miałam
jakieś dwa kilometry. Pech chciał, że było ciemno. Kurwa.
Chyba się zgubiłam. Rozejrzałam się dookoła, ale wszystkie
budynki wyglądały dla mnie tak samo. I ani jednej żywej duszy,
której można byłoby się spytać o drogę. Z bezradności zrobiło
mi się gorąco. Sięgnęłam po telefon. Przecież miałam tam mapy
Google’a, a jedyne ryzyko z ich używania, to skończenie w jakiejś
rzece. Postanowiłam spróbować. Właściwie, to wszystko nadaje się
do opisania jednym zdaniem – „Z życia pechowca…”. Telefon
się rozładował. Jestem w obcym mieście, na ciemnej ulicy, gdzie
nikogo nie ma i nie wiem gdzie jestem. Nie mogę zadzwonić po
taksówkę i nie wiem, która jest godzina. Jeszcze raz obróciłam
się dookoła, próbując rozpoznać otaczające mnie budynki…
- Zgubiłaś się? – silnik samochodu
zgasł tuż obok mnie, a szyba odsunęła się. Ten męski głos
wydał mi się jakiś znajomy, ale stałam tyłem do samochodu i nie
widziałam twarzy.
- Nie, nie… wszystko w porządku.
Czekam na kogoś… - skłamałam.
Bałam się odwrócić, żeby spojrzeć
kto usiłuje a) wyrwać mnie z opresji, b) porwać, c) zgwałcić, d)
porwać a potem zgwałcić (ewentualnie odwrotnie).
- Drugi raz w ciągu godziny nie dam się tak łatwo spławić. – odparł nieznajomy. Drugi raz? O co cho…
Odwróciłam się.
Denis.
- Czy ty mnie prześladujesz? – nie
kryłam oburzenia. – A może nie potrafisz pogodzić się z odmową
i myślisz, że przystanę teraz na twoją wcześniejszą propozycję na tej ciemnej
ulicy?
Biryukov spojrzał na mnie i wybuchł
głośnym śmiechem, czym już całkiem wyprowadził mnie z
równowagi. Uderzyłam w długą, nawet nie patrząc gdzie idę.
Arrrrgh, jak on mnie wkurwia!
- Och no poczekaj! – krzyknął za
mną. – Chciałem ci tylko pomóc. – zapomniałam, że te
wielkoludy mają tak długie nogi, że musiałabym mieć chyba motor
w dupie, żeby wyrobić sobie jakąkolwiek większą przewagę na
trasie. Dogonił mnie szybciej, niż się tego spodziewałam.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. –
odburknęłam.
- Jasne. – mrugnął. – A dokąd
tak idziesz? – cały czas dotrzymywał mi kroku.
- Do metra. Na linię Zamoskworiecką.
– usiłowałam patrzeć na swoje stopy.
- To w drugą stronę… - Denis już
prawie dusił się ze śmiechu. – Mogę cię podwieźć do domu,
jeśli chcesz.
Zatrzymałam się, żeby przeanalizować
jego propozycję. Jeszcze jakąś godzinę temu proponował mi „może
seks gdzieś tam teraz”, a teraz chce mnie wsadzić do samochodu i
niby podwieźć do domu. Hm…
- Nie, ale dzięki. Teraz już sobie
poradzę. – uraczyłam go jak najbardziej szczerym uśmiechem, na
jaki było mnie teraz stać. Zboczona część mnie właśnie
przeklinała mnie po rosyjsku na wszystkie możliwe sposoby.
- To może chociaż odprowadzę cię do
metra. – nie dawał za wygraną.
Dalsze odmawianie chyba nie miałoby
sensu. A ja nie miałam ochoty na z góry przegraną walkę z
wiatrakami. Z początku zacisnęłam usta i starałam się nie
odzywać, ale nie dało się. Denis paplał jak szalony, zerkając co
chwilę na mnie, czy go słucham. Słuchałam. Następnie grzecznie
odpowiadałam na pytania co robię w Moskwie i z jakiego regionu
jestem, bo mam jakiś dziwny akcent. Na usłyszane słowo „Polsza”
uśmiechnął się bardzo szeroko. Kompletnie nie wiedziałam, co mu
chodzi po głowie. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinien
brać jakichś lekarstw.
- To może w ramach podziękowań za
bezpieczne odstawienie cię na stację, pójdziesz ze mną coś
zjeść? – zapytał, kiedy pojawiliśmy się przed wejściem do
oznaczanej na mapach kolorem ciemnozielonym linii metra.
- A nie wystarczy zwykłe „dziękuję”?
Jestem trochę zmęczona. Jutro mam od rana szkolenie. A w ogóle to
nie jestem głodna. - w tym momencie odgłos, który dobył się z
mojego brzucha całkowicie mnie wydał. Kurwa mać.
- Kłamczucha.
- uśmiechnął się szeroko. Zastanawiałam się, co z tym gościem
było nie tak, bo kiedy patrzyło się na niego, gdy się uśmiechał,
to odmowa była najtrudniejszą rzeczą pod słońcem.
- Naprawdę nie mogę... - spuściłam głowę. Nie wiem dlaczego, ale
nagle przed oczami zwizualizował mi się obraz Dimy... Czułam jak
znów rośnie mi gula w gardle. - Muszę już iść.
- Zobaczę cię jeszcze? Będziesz na meczu gwiazd? - pod nos podsunął
mi swojego czarnego iphone'a, żebym wpisała swój numer. Podniosłam
głowę, żeby na niego zerknąć. Dalej się szczerzył. Również
się uśmiechnęłam i wpisałam mu ten cholerny numer telefonu. Co
ty robisz, idiotko? Część
mnie karciła mnie za moje zachowanie. Druga natomiast jęczała, że
mam szaleć. Schylał się, żeby cmoknąć mnie w policzek, ale
odwróciłam i jak najszybciej zbiegłam po schodach na peron,
zostawiając go przy wejściu do metra.
…
- Dima, kochanie! Dlaczego o niczym nam nie powiedziałeś?! - matka
właśnie wydzierała się na mnie przez telefon. - Kiedy zamierzałeś
nam powiedzieć, że Masza jest w ciąży?! Co ty sobie myślisz!
Jesteś taki nieodpowiedzialny. Przecież będzie wam potrzebna moja
pomoc!
- Mamo, to nie jest takie proste jak ci się wydaje... Ja sam dopiero
się dowiedziałem. Przecież wiesz, że się rozstaliśmy. Zresztą
ja znalazłem sobie kogoś, kogo tak serio kocham.
- Ty
chyba sobie żartujesz? - w tym momencie cieszyłem się, że jest
kilkaset kilometrów ode mnie. - Nie możesz teraz myśleć o sobie!
Dziecko jest najważniejsze! Dziecko i Masza! Musisz o nich zadbać!
Gdzie ona teraz jest? Mieszka z tobą?
- Tak... Mieszka jak na razie do czasu rozwiązania. Potem chcę... -
nie dokończyłem.
- Co
to ma znaczyć do końca rozwiązania?! Dima, nie tak cię z ojcem
wychowaliśmy!!! Musisz być odpowiedzialny za to, co robisz! -
grzmiała.
- Muszę iść na trening. - rozłączyłem się.
Ta
idiotka musiała zadzwonić do mojej matki i wszystko jej wypaplać.
Miałem ochoty zgarnąć wszystkie jej rzeczy i wystawić jej walizki
za drzwi. Co za kombinatorka. Nie wiem jak wytrzymam z nią te dwa
miesiące... Nie wiem jak wytrzymam z nią całe życie...
…
„Chciałem się tylko upewnić,
czy będziesz dziś na meczu.))) Denis”. A
już miałam nadzieję, że przypadkowo skasował mój numer, albo
utopił sobie telefon tracąc wszystkie kontakty. Przeczytałam sms'a
pod stołem i szybko schowałam telefon do kieszeni, wracając do
słuchania wykładu z języka SQL dla analityków danych w bazach
danych Oracle. Interesujące. W sumie ciekawe, czemu nie odezwał się
wcześniej. Brał mnie na wstrzymanie? Zresztą... Gówno mnie to
obchodziło. Miałam trzymać się swojej żelaznej zasady –
żadnych facetów, żadnych związków. Nie odpisałam na sms'a. Za
to co raz niecierpliwiej wyczekiwałam dzisiejszego widowiska. Tyle
gwiazd rosyjskiego sportu w jednym miejscu. Wcześniej miałam okazję
widzieć takie mecze tylko w telewizji, więc pysk uśmiechał mi się
na samą myśl. Jedną z drużyn miał prowadzić Muser. Ciekawe, czy
gdzieś mnie zauważy... Ciekawe, czy Siwożelez i Apalikov jeszcze
mnie pamiętają.
Byłam
totalnie w czarnej dupie z czasem. Biegiem zasuwałam ze szkolenia do
mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Wpadłam zdyszana i cała
czerwona. W ekspresowym tempie wzięłam prysznic, poprawiłam
makijaż. Narzuciłam jeansy, koszulkę i trampki, i ponownie
sprintem wysunęłam na stację metra. Dziękowałam Mateczce
Rassiji, że do Pałacu Sportu miałam linię metra bezpośrednio od
siebie, bo gdybym miała przesiadać się dwadzieścia tysięcy razy,
to pewnie skończyłabym leżąc plackiem na torach, modląc się o
rychłą śmierć.
Hala
była już prawie w całości wypełniona. Przegapiłam prawie całą
rozgrzewkę, za co miałam ochotę podziękować jutro przemiłemu
panu, który przedłużył szkolenie o 20 minut... Muszę zapytać
Wadima, jak on to robi, że załatwia takie miejscówki. Siedziałam
na samym dole, nie za daleko od środka boiska i w miarę blisko
kwadratu. Jedyny minus był taki, że kamery telewizyjne były
ustawione tak, że pokazywały moją stronę. Muserski zauważył
mnie prawie od razu, nie dając mi nawet porządnie rozejrzeć się
po hali. Odmachałam mu i odwzajemniłam uśmiech. Drugą drużynę
miał prowadzić Apalikov, czyli zapowiadała nam się bitwa
środkowych. Więcej było w tym wszystkim wygłupów niż
prawdziwego grania. Te wszystkie obrony nogami mogły się naprawdę
podobać, choć mnie bolało serce, bo zawsze wmawiano mi, że piłki
do siatkówki nie wolno kopać. Miło było zobaczyć w akcji Ziomka
i Winiara. Ten pierwszy tylko na chwilę pojawił się na boisku po
leczonej kilka miesięcy kontuzji, za to Winiarski świetnie poradził
sobie w konkursie na najszybszą zagrywkę, zajmując drugie miejsce.
Cały mecz skończył się wynikiem 3-2 dla zespołu Apalikova. Przez
cały czas starałam się nie zwracać uwagi na Denisa i modliłam
się, żeby mnie nie zauważył. Kiedy część siatkarzy rozciągała
się po meczu, a część udzielała wywiadów czekając na oficjalne
zakończenie spotkania zerknęłam na wyświetlacz telefonu.
„Widziałam cię w telewizji!!! jak tam mecz?! ;*”. Nie
wiedziałam, że Dżoana tak wciągnęła się w siatkę, że nawet
transmisje rosyjskich spotkań potrafi złapać. Moja
dziewczynka. Pomyślałam.
Zerknęłam jeszcze raz na parkiet. W pewnym momencie spojrzenie moje
i Biryukova spotkało się. Wyszczerzył się, a ja odwróciłam
wzrok nieudolnie próbując przy okazji ukryć to, że sama również
się uśmiechnęłam.
…
- ...Rozciąganie powoli dobiega końca. Ostatni zawodnicy już kończą
udzielanie wywiadów. Za chwilę ceremonia zakończenia i wręczenie
pamiątkowych medali. Mają państwo wyjątkową okazję podejrzeć,
co robią zawodnicy po zakończeniu meczu... - patrzyłem w ekran
telewizora, ale tak naprawdę nie zwracałem uwagi na to, co się
działo. Przespałem praktycznie całe spotkanie, budząc się
dopiero na końcówkę. -...O! Proszę o uwagę wszystkie dziewczęta!
Otóż chyba nasz Denis Biryukov znalazł sobie wreszcie nową dziewczynę.
Och jaki uśmiechnięty! - zbyt podniecony komentujący zwrócił
moją uwagę.
Na ekranie był Denis... Denis i Natasza... Moja
Natasza.
Drugi raz nie pozwolę spierdolić sobie życia.
Szjemka! Rozdział z pozdrowieniami dla Karinki i Ewelinki, które najbardziej będą mnie hejtowały za to, co się tu wydarzyło. Buziaczki! 8)
ten rozdział jest za krótki albo mi się za dobrze to czyta! :*
OdpowiedzUsuńna fejsie napisałaś coś innego. XDDDD
UsuńKurwa. Przesadziłaś.
OdpowiedzUsuńHejt za cios w serce biednego Dimy i za prowokowanie mnie do zazdrości o Gienia.
Wielki plus za styl i lekkość :)
Za krótkie. Jak mawiał mój popierdolony wychowawca, kiedy dukałam odpowiedzi z biologii: "MAŁO, WIĘCEJ!".
Pozdrawiam ~ Żenia Rusofil :*
Gienia wspomniałam w jednym zdaniu. ;________________;
UsuńI nie mądrzyj się, tylko dodaj swoje. 8)
o ja, o ja, o ja!!! new romans się szykuje <3 szkoda mi trochę Dimy, ale cham jaj nie ma, ja bym tą Maszę za drzwi wypierdoliła i to w trymiga :D
OdpowiedzUsuńpisz no trochę dłuższe te rozdziały! zaczęłam czytać, naglę patrzę a tu koniec :D