poniedziałek, 2 grudnia 2013

14.

Wstając prawie go przewróciłam. Co za bezczelny typek. Chociaż nie powiem… ta propozycja. Ok. nieco połechtała moje ego. Podpierał się teraz na dłoniach, więc miałam okazję popatrzeć na niego z góry. Przez moment chciałam kopnąć go w miejsce, które chyba musiało przejąć dowodzenie zamiast mózgu, ale bez słowa odwróciłam się i pomaszerowałam do wyjścia.
  - Deeeeeeeeenis!!!! Hahahahahaahahaahhahaahaahaha… Wisisz mi 1000 rubli!!! – usłyszałam jeszcze śmiejącego się na całą halę Grankina, rozgrywającego Dynamo. – Jak tak dalej pójdzie, to zbankrutujesz przed końcem miesiąca. Chyba musisz zmienić patent na podryw!

Prawdę mówiąc rozbawiła mnie ta cała sytuacja. Idąc z Pałacu Sportu do mojej linii metra uśmiechałam się do siebie jak idiotka. Do przejścia miałam jakieś dwa kilometry. Pech chciał, że było ciemno. Kurwa. Chyba się zgubiłam. Rozejrzałam się dookoła, ale wszystkie budynki wyglądały dla mnie tak samo. I ani jednej żywej duszy, której można byłoby się spytać o drogę. Z bezradności zrobiło mi się gorąco. Sięgnęłam po telefon. Przecież miałam tam mapy Google’a, a jedyne ryzyko z ich używania, to skończenie w jakiejś rzece. Postanowiłam spróbować. Właściwie, to wszystko nadaje się do opisania jednym zdaniem – „Z życia pechowca…”. Telefon się rozładował. Jestem w obcym mieście, na ciemnej ulicy, gdzie nikogo nie ma i nie wiem gdzie jestem. Nie mogę zadzwonić po taksówkę i nie wiem, która jest godzina. Jeszcze raz obróciłam się dookoła, próbując rozpoznać otaczające mnie budynki…

  - Zgubiłaś się? – silnik samochodu zgasł tuż obok mnie, a szyba odsunęła się. Ten męski głos wydał mi się jakiś znajomy, ale stałam tyłem do samochodu i nie widziałam twarzy.
  - Nie, nie… wszystko w porządku. Czekam na kogoś… - skłamałam.
Bałam się odwrócić, żeby spojrzeć kto usiłuje a) wyrwać mnie z opresji, b) porwać, c) zgwałcić, d) porwać a potem zgwałcić (ewentualnie odwrotnie).
  - Drugi raz w ciągu godziny nie dam się tak łatwo spławić. – odparł nieznajomy. Drugi raz? O co cho… Odwróciłam się.
Denis.
  
  - Czy ty mnie prześladujesz? – nie kryłam oburzenia. – A może nie potrafisz pogodzić się z odmową i myślisz, że przystanę teraz na twoją wcześniejszą propozycję na tej ciemnej ulicy?
Biryukov spojrzał na mnie i wybuchł głośnym śmiechem, czym już całkiem wyprowadził mnie z równowagi. Uderzyłam w długą, nawet nie patrząc gdzie idę. Arrrrgh, jak on mnie wkurwia!
  - Och no poczekaj! – krzyknął za mną. – Chciałem ci tylko pomóc. – zapomniałam, że te wielkoludy mają tak długie nogi, że musiałabym mieć chyba motor w dupie, żeby wyrobić sobie jakąkolwiek większą przewagę na trasie. Dogonił mnie szybciej, niż się tego spodziewałam.
  - Nie potrzebuję niczyjej pomocy. – odburknęłam.
  - Jasne. – mrugnął. – A dokąd tak idziesz? – cały czas dotrzymywał mi kroku.
  - Do metra. Na linię Zamoskworiecką. – usiłowałam patrzeć na swoje stopy.
  - To w drugą stronę… - Denis już prawie dusił się ze śmiechu. – Mogę cię podwieźć do domu, jeśli chcesz.

Zatrzymałam się, żeby przeanalizować jego propozycję. Jeszcze jakąś godzinę temu proponował mi „może seks gdzieś tam teraz”, a teraz chce mnie wsadzić do samochodu i niby podwieźć do domu. Hm…
  - Nie, ale dzięki. Teraz już sobie poradzę. – uraczyłam go jak najbardziej szczerym uśmiechem, na jaki było mnie teraz stać. Zboczona część mnie właśnie przeklinała mnie po rosyjsku na wszystkie możliwe sposoby.
  - To może chociaż odprowadzę cię do metra. – nie dawał za wygraną.
Dalsze odmawianie chyba nie miałoby sensu. A ja nie miałam ochoty na z góry przegraną walkę z wiatrakami. Z początku zacisnęłam usta i starałam się nie odzywać, ale nie dało się. Denis paplał jak szalony, zerkając co chwilę na mnie, czy go słucham. Słuchałam. Następnie grzecznie odpowiadałam na pytania co robię w Moskwie i z jakiego regionu jestem, bo mam jakiś dziwny akcent. Na usłyszane słowo „Polsza” uśmiechnął się bardzo szeroko. Kompletnie nie wiedziałam, co mu chodzi po głowie. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinien brać jakichś lekarstw.
  - To może w ramach podziękowań za bezpieczne odstawienie cię na stację, pójdziesz ze mną coś zjeść? – zapytał, kiedy pojawiliśmy się przed wejściem do oznaczanej na mapach kolorem ciemnozielonym linii metra.
  - A nie wystarczy zwykłe „dziękuję”? Jestem trochę zmęczona. Jutro mam od rana szkolenie. A w ogóle to nie jestem głodna. - w tym momencie odgłos, który dobył się z mojego brzucha całkowicie mnie wydał. Kurwa mać.
  - Kłamczucha. - uśmiechnął się szeroko. Zastanawiałam się, co z tym gościem było nie tak, bo kiedy patrzyło się na niego, gdy się uśmiechał, to odmowa była najtrudniejszą rzeczą pod słońcem.
  - Naprawdę nie mogę... - spuściłam głowę. Nie wiem dlaczego, ale nagle przed oczami zwizualizował mi się obraz Dimy... Czułam jak znów rośnie mi gula w gardle. - Muszę już iść.
  - Zobaczę cię jeszcze? Będziesz na meczu gwiazd? - pod nos podsunął mi swojego czarnego iphone'a, żebym wpisała swój numer. Podniosłam głowę, żeby na niego zerknąć. Dalej się szczerzył. Również się uśmiechnęłam i wpisałam mu ten cholerny numer telefonu. Co ty robisz, idiotko? Część mnie karciła mnie za moje zachowanie. Druga natomiast jęczała, że mam szaleć. Schylał się, żeby cmoknąć mnie w policzek, ale odwróciłam i jak najszybciej zbiegłam po schodach na peron, zostawiając go przy wejściu do metra.


  - Dima, kochanie! Dlaczego o niczym nam nie powiedziałeś?! - matka właśnie wydzierała się na mnie przez telefon. - Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć, że Masza jest w ciąży?! Co ty sobie myślisz! Jesteś taki nieodpowiedzialny. Przecież będzie wam potrzebna moja pomoc!
  - Mamo, to nie jest takie proste jak ci się wydaje... Ja sam dopiero się dowiedziałem. Przecież wiesz, że się rozstaliśmy. Zresztą ja znalazłem sobie kogoś, kogo tak serio kocham.
  - Ty chyba sobie żartujesz? - w tym momencie cieszyłem się, że jest kilkaset kilometrów ode mnie. - Nie możesz teraz myśleć o sobie! Dziecko jest najważniejsze! Dziecko i Masza! Musisz o nich zadbać! Gdzie ona teraz jest? Mieszka z tobą?
  - Tak... Mieszka jak na razie do czasu rozwiązania. Potem chcę... - nie dokończyłem.
  - Co to ma znaczyć do końca rozwiązania?! Dima, nie tak cię z ojcem wychowaliśmy!!! Musisz być odpowiedzialny za to, co robisz! - grzmiała.
  - Muszę iść na trening. - rozłączyłem się.
Ta idiotka musiała zadzwonić do mojej matki i wszystko jej wypaplać. Miałem ochoty zgarnąć wszystkie jej rzeczy i wystawić jej walizki za drzwi. Co za kombinatorka. Nie wiem jak wytrzymam z nią te dwa miesiące... Nie wiem jak wytrzymam z nią całe życie...


Chciałem się tylko upewnić, czy będziesz dziś na meczu.))) Denis”. A już miałam nadzieję, że przypadkowo skasował mój numer, albo utopił sobie telefon tracąc wszystkie kontakty. Przeczytałam sms'a pod stołem i szybko schowałam telefon do kieszeni, wracając do słuchania wykładu z języka SQL dla analityków danych w bazach danych Oracle. Interesujące. W sumie ciekawe, czemu nie odezwał się wcześniej. Brał mnie na wstrzymanie? Zresztą... Gówno mnie to obchodziło. Miałam trzymać się swojej żelaznej zasady – żadnych facetów, żadnych związków. Nie odpisałam na sms'a. Za to co raz niecierpliwiej wyczekiwałam dzisiejszego widowiska. Tyle gwiazd rosyjskiego sportu w jednym miejscu. Wcześniej miałam okazję widzieć takie mecze tylko w telewizji, więc pysk uśmiechał mi się na samą myśl. Jedną z drużyn miał prowadzić Muser. Ciekawe, czy gdzieś mnie zauważy... Ciekawe, czy Siwożelez i Apalikov jeszcze mnie pamiętają.

Byłam totalnie w czarnej dupie z czasem. Biegiem zasuwałam ze szkolenia do mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Wpadłam zdyszana i cała czerwona. W ekspresowym tempie wzięłam prysznic, poprawiłam makijaż. Narzuciłam jeansy, koszulkę i trampki, i ponownie sprintem wysunęłam na stację metra. Dziękowałam Mateczce Rassiji, że do Pałacu Sportu miałam linię metra bezpośrednio od siebie, bo gdybym miała przesiadać się dwadzieścia tysięcy razy, to pewnie skończyłabym leżąc plackiem na torach, modląc się o rychłą śmierć.

Hala była już prawie w całości wypełniona. Przegapiłam prawie całą rozgrzewkę, za co miałam ochotę podziękować jutro przemiłemu panu, który przedłużył szkolenie o 20 minut... Muszę zapytać Wadima, jak on to robi, że załatwia takie miejscówki. Siedziałam na samym dole, nie za daleko od środka boiska i w miarę blisko kwadratu. Jedyny minus był taki, że kamery telewizyjne były ustawione tak, że pokazywały moją stronę. Muserski zauważył mnie prawie od razu, nie dając mi nawet porządnie rozejrzeć się po hali. Odmachałam mu i odwzajemniłam uśmiech. Drugą drużynę miał prowadzić Apalikov, czyli zapowiadała nam się bitwa środkowych. Więcej było w tym wszystkim wygłupów niż prawdziwego grania. Te wszystkie obrony nogami mogły się naprawdę podobać, choć mnie bolało serce, bo zawsze wmawiano mi, że piłki do siatkówki nie wolno kopać. Miło było zobaczyć w akcji Ziomka i Winiara. Ten pierwszy tylko na chwilę pojawił się na boisku po leczonej kilka miesięcy kontuzji, za to Winiarski świetnie poradził sobie w konkursie na najszybszą zagrywkę, zajmując drugie miejsce. Cały mecz skończył się wynikiem 3-2 dla zespołu Apalikova. Przez cały czas starałam się nie zwracać uwagi na Denisa i modliłam się, żeby mnie nie zauważył. Kiedy część siatkarzy rozciągała się po meczu, a część udzielała wywiadów czekając na oficjalne zakończenie spotkania zerknęłam na wyświetlacz telefonu. „Widziałam cię w telewizji!!! jak tam mecz?! ;*”. Nie wiedziałam, że Dżoana tak wciągnęła się w siatkę, że nawet transmisje rosyjskich spotkań potrafi złapać. Moja dziewczynka. Pomyślałam. Zerknęłam jeszcze raz na parkiet. W pewnym momencie spojrzenie moje i Biryukova spotkało się. Wyszczerzył się, a ja odwróciłam wzrok nieudolnie próbując przy okazji ukryć to, że sama również się uśmiechnęłam.


  - ...Rozciąganie powoli dobiega końca. Ostatni zawodnicy już kończą udzielanie wywiadów. Za chwilę ceremonia zakończenia i wręczenie pamiątkowych medali. Mają państwo wyjątkową okazję podejrzeć, co robią zawodnicy po zakończeniu meczu... - patrzyłem w ekran telewizora, ale tak naprawdę nie zwracałem uwagi na to, co się działo. Przespałem praktycznie całe spotkanie, budząc się dopiero na końcówkę. -...O! Proszę o uwagę wszystkie dziewczęta! Otóż chyba nasz Denis Biryukov znalazł sobie wreszcie nową dziewczynę. Och jaki uśmiechnięty! - zbyt podniecony komentujący zwrócił moją uwagę. 

Na ekranie był Denis... Denis i Natasza... Moja Natasza.


Drugi raz nie pozwolę spierdolić sobie życia.


Szjemka! Rozdział z pozdrowieniami dla Karinki i Ewelinki, które najbardziej będą mnie hejtowały za to, co się tu wydarzyło. Buziaczki! 8) 

5 komentarzy:

  1. ten rozdział jest za krótki albo mi się za dobrze to czyta! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa. Przesadziłaś.
    Hejt za cios w serce biednego Dimy i za prowokowanie mnie do zazdrości o Gienia.
    Wielki plus za styl i lekkość :)
    Za krótkie. Jak mawiał mój popierdolony wychowawca, kiedy dukałam odpowiedzi z biologii: "MAŁO, WIĘCEJ!".
    Pozdrawiam ~ Żenia Rusofil :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gienia wspomniałam w jednym zdaniu. ;________________;
      I nie mądrzyj się, tylko dodaj swoje. 8)

      Usuń
  3. o ja, o ja, o ja!!! new romans się szykuje <3 szkoda mi trochę Dimy, ale cham jaj nie ma, ja bym tą Maszę za drzwi wypierdoliła i to w trymiga :D

    pisz no trochę dłuższe te rozdziały! zaczęłam czytać, naglę patrzę a tu koniec :D

    OdpowiedzUsuń