- Wybacz, że tak wyszło. – Wadim stanął nade mną, kiedy
siedziałam i wgapiałam się w cyferki na monitorze. – Ta Masza… ona zawsze coś
kombinowała…
- To nie twoja wina. Co się stało, to się nie odstanie. –
dalej gapiłam się w jeden punkt, czując że zbiera mi się na płacz.
- Gdybyś chciała pogadać. No wiesz… wyżalić się czy coś…
Wiesz gdzie mnie szukać. – szef ścisnął mnie przyjaźnie za bark, a potem
wyszedł z pokoju.
…
Pierwsze kilka dni odkąd Natasza wywaliła mnie ze swojego
mieszkania były fatalne. Zachowywałem się jak robot. Jedzenie, trening,
jedzenie, trening, spanie. Chociaż ciężko było nazwać spanie spaniem. Nie
miałem serca wywalać Maszy, więc zajęła moją sypialnię. Przeniosłem się do
pokoju, gdzie wcześniej wstawiłem łóżko dla Naszki. Wszystko mi o niej
przypominało. Pościel pachniała jej zapachem, choć z każdym dniem co raz
słabiej… Kobieta, którą kocham odeszła…
- Długo masz zamiar tu rezydować? Dlaczego nie przeniesiesz
się do siebie? – wreszcie zebrałem się na poważną rozmowę z Maszą.
- Dima, widzę, że nadal masz problem ze zrozumieniem
najważniejszej rzeczy. Będziemy mieli dziecko. Nie wydaje ci się, że powinniśmy
wychować je razem? Jak normalna rodzina? – pewność siebie, z jaką to mówiła działała
mi na nerwy.
- Nigdy nie będziemy normalną rodziną. Nie kocham cię. Tylko
skrzywdzimy to dziecko, udając, że jest inaczej… Rozpieprzyłaś mi związek.
-Słucham?! – obruszyła się. – Trzeba było trzymać fiuta na
uwięzi! – zaczęła krzyczeć, a po chwili złapała się za brzuch. – Widzisz!!! Nie
denerwuj mnie, bo mały zaczyna bardziej kopać. – próbowała złapać mnie za rękę,
żebym poczuł ruchy dziecka, ale nie dałem się.
- Masza, zróbmy test na ojcostwo już teraz. Nie mogę czekać
z tym do porodu. Chcę układać sobie życie z kimś innym. – wyszeptałem.
- Nie będzie żadnego testu! – wycedziła. – To jest twoje
dziecko!!!!! – znów zaczęła krzyczeć.
- Błagam, nie utrudniaj…
- To ty nie utrudniaj! Zachowujesz się tak, jakbym to ja cię
zdradzała! Znów mam ci przypominać, kto obracał tańczące dziewuchy?!
- Masza, ja po prostu chcę dać szansę tobie i sobie… Na w
miarę normalne życie. Dwoje ludzi, którzy się nienawidzą nie stworzą rodziny.
Jeśli okaże się, że dziecko jest moje, ustalimy alimenty, będę brał czynny
udział w jego wychowaniu, ale nie takich warunkach jak ty tego chcesz w tej
chwili. Nie będziemy już razem. – próbowałem wyłożyć kawę na ławę najlepiej,
jak potrafiłem.
- Jeśli dziecko jest twoje? Jak śmiesz… - wymierzyła mi
siarczysty policzek. No cóż, zasługiwałem na taki policzek zarówno od Maszy,
jak i od Nataszy…
…
Postanowiłam, że muszę wziąć się w końcu w garść. To, że
życie kilka razy kopnęło mnie w dupę trochę za mocno, nie oznacza, że mam się
poddawać. Tym razem ŻADNYCH facetów.
Związki nie są dla ciebie. Teraz to ty będziesz się bawić facetami, a nie oni
tobą. Taka właśnie miała być moja nowa dewiza. Postanowiłam także dalej
pielęgnować moją świeżą miłość do rosyjskiej Superligi. Nie chciałam siedzieć
na vipowskiej trybunie, w obawie, że Masza też się może na niej znaleźć, jako
nowa-stara partnerka Dimy, a tego bym nie zniosła. Przez te kilka dni nie
widziałam jej ani razu, choć wiedziałam, że nadal u niego mieszka. Bolało mnie
to, że on tak szybko pozbierał się po tym wszystkim i nie szukał ze mną
kontaktu. Ech… Gdyby ktoś wydarł się na mnie, że nie chce mnie widzieć, to też
bym się tak zachowała…
- Mała, pakuj się. Wysyłamy cię na szkolenie do Moskwy. –
Wadim zaskoczył mnie z samego rana.
- Ale jak to? Na długo? Co to za szkolenie? – nie kryłam
zaskoczenia.
- Góra widzi w tobie potencjał. Z rosyjskich oddziałów
wybrali tylko ciebie, ale będzie jeszcze kilka innych osób, z Polski też ktoś
ma być. Szkolenie wstępne potrwa trzy tygodnie. Najlepsi przejdą do kolejnego
etapu, który potrwa kolejne trzy. Z
programowania. Dasz sobie radę na pewno! Farciaro, załapiesz się jeszcze na
mecz gwiazd Superligi, który rozegrają za 4 dni. – szef poklepał mnie po
plecach. – Jestem z ciebie taki dumny!
- Fak! Brzmi nieźle.. Tyle, że nie znosiłam programowania na
studiach. – zwiesiłam głowę. Bardziej jarała mnie myśl, że będę na meczu
gwiazd. Ty okropna dziewucho.
Zastanawiałam się, czy Wadim powiedział Dimie, że wyjeżdżam
na jakiś czas… Nie mogłam wywalić go ze swoich myśli. Ciągle przypominałam
sobie, jak przyjechał za mną do Polski, jak pierwszy raz powiedział, że mnie
kocha… Te pocałunki na balkonie… Nasz pierwszy seks i każdy kolejny… A potem
przyszła Masza i jak gdyby nigdy nic brutalnie to wszystko zdeptała. Ponownie
uciekałam w pracę, żeby za dużo się tym wszystkim nie zadręczać, ale i tak moje
myśli obracały się wokół Dmitrija.
- Najlepszym lekarstwem na starą miłość jest nowa miłość. –
Maksim błysnął radą odwożąc mnie na lotnisko.
- Maksiu, nie chcę się zakochiwać. Czego się nie dotknę, to
prędzej czy później się spierdoli. Wciąż kocham Dimę… chyba. – uśmiechnęłam się
smutno.
- A kto tu mówi, że masz się zakochiwać? Dziewczyno, jesteś
młoda, więc szalej! Nie odmawiaj sobie przyjemności sama wiesz z czego, tylko
dlatego, że związek ci się rozpadł.
- Maks! – obruszyłam się. – Seks zawsze kojarzył mi się z
uczuciami, nie wiem czy byłabym w stanie traktować go tak przedmiotowo. Chociaż
brakuje mi tej formy bliskości… Przez tę całą sytuację moja pewność siebie jest
na poziomie piwnicy. - odwróciłam głowę i spojrzałam przez okno samochodu.
- Zabaw się w tej Moskwie. Wiem, że łatwo mi mówić, bo
jestem szczęśliwy z Leną, ale po prostu nie mogę patrzeć na to jak się
zadręczasz. Nie odwrócisz biegu zdarzeń. Musisz przestać patrzeć się za siebie,
a spojrzeć przed. – po przyjacielsku ścisnął mnie za rękę.
- Dzięki za wszystko. Na szczęście moja miłość do siatkówki
nie opuści mnie nigdy. Wadim załatwił mi bilet na mecz Gwiazd Superligi, a jutro skoczę
sobie popatrzeć jak trenują chłopaki z Dynamo Moskwa. – tym razem szczerze
uśmiechnęłam się.
Ostatni raz sprawdziłam, czy nie mam żadnych smsów i
nieodebranych połączeń. Szybko napisałam sms’a do Dżoany, że startuję a potem
włączyłam tryb samolotowy. Usadowiłam się wygodnie w fotelu i zapięłam pas.
Latanie sprawiało mi niesamowitą radość, chociaż ten gęsty padający deszcz i
nisko wiszące chmury nie napawały optymizmem. Czyżby Biełgorod tak próbował
pokazać, że już za mną tęskni?
…
- Jak to wysłałeś ją na szkolenie do Moskwy?! – próbowałem nie
podnosić głosu na Wadima, co sprawiało mi cholerną trudność.
- Nie ja ją wysłałem. Zasłużyła na to swoją pracą i załapała
się do najlepszych. Dima, chciałbym powiedzieć, że żałuję, że tam pojechała,
ale to nieprawda… Ona musi się skupić na sobie. Zjebałeś sprawę. Nawet nie
wiesz, jak było mi przykro patrzeć na nią przez ten okres czasu, kiedy
dowiedziała się, że Masza jest z tobą w ciąży. Przeżywała to całą sobą, a mimo
wszystko wkładała ogromny wysiłek w swoją pracę, dlatego zasłużyła na ten
wyjazd. Chłopie, pomagałam ci ile mogłem, ale teraz nie przyłożę już do tego
swojej ręki. Za bardzo ją skrzywdziłeś. – wzrok mojego kumpla wyrażał
największą dezaprobatę dla moich pretensji.
- Jestem pewny, że to nie jest moje dziecko… Ona chce mnie
wrobić. Wiedziała, że nas związek się wypala. Nie chciała się rozstawać, mimo
że to ona mnie zostawiła. Czułem, że coś kombinuje. – nieskładnie znów się
tłumaczyłem. – Zabezpieczaliśmy się. Kurwa. No przecież brała te jebane
tabletki…
- Dima, nie możesz być tego pewien, póki nie zrobicie badań.
Niestety na ten moment wszystko działa na twoją niekorzyść. Masza zaciążyła,
kiedy jeszcze byliście razem. Nieważne czy to był już koniec związku… Nie dziw
się, że Natasza wyrzuciła cię ze swojego życia. Nikt normalny nie chce zabierać
dziecku ojca i mieć to całe życie na sumieniu…
- Nie wiem co mam robić. – bezradnie rozłożyłem ręce. – Za każdym
razem, kiedy wracam do mieszkania i widzę krzątającą się po nim Maszę, to mam
ochotę wyskoczyć przez okno. Mam w takiej atmosferze brać udział w wychowaniu
dziecka? Nie wyobrażam sobie tego. Patrzę na jej brzuch i nie czuję nic. Żadnej
więzi. Gdyby to Natasza była w ciąży, to nosiłbym ją na rękach i każdego dnia
dziękował Bogu, że mi ją zesłał…
- Potrzebujesz czasu… Za kilka tygodni Masza urodzi i wszystko
się wyjaśni. Ja też się bałem, kiedy Swieta zaszła w ciążę, ale kiedy pierwszy
raz wziąłem małego Saszę na ręce, wszystkie obawy przestały dla mnie istnieć…
…
Siedziałam na hali przyglądając się treningowi Dynamowców. Wciąż
byłam wykończona lotem i pierwszym dniem szkolenia. Poznałam kilka fajnych
osób. Niestety nie potwierdziły się informacje od Wadima, o jakiejś innej prócz
mnie reprezentacji godła z orzełkiem – jedna
dziewczyna zrezygnowała z przyjazdu na to szkolenie w ostatniej chwili. Przez chwilę
żałowałam, że Kurek już tu nie gra. Miło byłoby popatrzeć na jakiegoś Polaka w
akcji. A potem przypomniałam sobie, jak wielką sympatią darzę tego zawodnika i
aż sama do siebie prychnęłam śmiechem. Siedziałam zamyślona i nawet nie zauważyłam
nawet, że ktoś mi się przyglądał.
- Czy my się skądś nie znamy? – tuż po zakończeniu treningu
przed moimi oczami nagle stanęła jakaś długonoga postać.
- Nie sądzę. – nie podniosłam nawet głowy, udając że
telefon, który trzymałam w dłoni jest o wiele bardziej ciekawszy. Ładne łydki. – Jeżeli to jest twój
sposób na podryw, to daruj sobie. Nie jestem zainteresowana.
- Hm. Podejdę jeszcze raz, ale tym razem zapytam czy nie
chcesz może gdzieś teraz uprawiać seks. Ok.? – kucnął, żeby zobaczyć moją minę
i zobaczyłam jego twarz… Denis Biryukov.
hehe, siemka! ale naplątałam! nie wiem, kiedy kolejny rozdział. zazwyczaj wena przychodzi w nocy, kiedy śpię, a jestem zbyt leniwa, żeby się podnosić i zapisywać pomysły. buziaxy :>