Rękoma opierałam się o blat, mój
iPhone już dawno wypadł mi z ręki. Z szeroko otwartymi oczami
wpatrywałam się w jeden punkt, powtarzając jak mantra: to
niemożliwe... niemożliwe...
- Natasza! Spójrz na mnie!
Słyszysz?! Co się dzieje?! Mów do mnie!
Po policzkach zaczęły płynąć mi
łzy. Z bezsilności, z rozpaczy. Dima delikatnie szarpał mnie za
ramiona, żebym wreszcie na niego popatrzyła. Widząc, że nic tym
nie może wskórać, rękoma ujął moją głowę, zmuszając mnie do
spojrzenia prosto w jego piękne, ciemne oczy.
- Rozmawiaj ze mną... - wyszeptał
przytulając policzek do mojego, tak bardzo mokrego od spływających
łez.
- On wie gdzie jestem... Znów
będzie chciał mnie skrzywdzić... Znów...- mówiłam jak w
transie.
- Kto chce ci coś zrobić? Co się
dzieje? - Dmitrij wciąż zasypywał mnie pytaniami.
Wtuliłam twarz w jego bluzę, jakbym
chciała się w niej ukryć, zatopić. Jego ramiona mocniej zacisnęły
się wokół moich pleców. Zaufaj mu. On chce ci pomóc. On nie
jest taki jak... Moje myśli
krążyły po głowie jak szalone.
- Uciekłam
z Polski przez mężczyznę... To był toksyczny związek... - zbyt
intensywnie wpatrywałam się teraz w moje stopy, jakbym sekundę
temu odkryła, że je posiadam. - Pewnie zauważyłeś tę szramę
na udzie, kiedy zdjąłeś ze mnie sukienkę, gdy byłam zalana w
trupa...
- Widziałem
tego więcej... - odpowiedział, a ja ze zdumienia jeszcze szerzej
otworzyłam oczy.
- Jak...jak
mogłeś... Nie powinieneś... - zaszlochałam.
Dmitrij
już nie odpowiedział. Znów mocniej mnie przytulił. Czułam przez
bluzę, jak rytm jego serca stopniowo zwalnia, jakby się uspokajał.
Moje wciąż biło jak opętane...
- Pomogę
ci. Słyszysz? Ze mną jesteś bezpieczna. - nigdy jeszcze nie
słyszałam takiej stanowczości w jego głosie.
Odsunęłam
się od niego, próbując ponownie spojrzeć w te pełne ciepła
oczy.
- Dima...
nie wiesz co mówisz. On jest zdolny do wszystkiego. Nie
wybaczyłabym sobie, gdyby komuś coś się stało! Muszę wrócić
do Polski... Nie ma innego wyjścia. - odsunęłam się jeszcze
bardziej.
- Nigdzie
się stąd nie ruszysz! - wrzasnął na mnie, łapiąc za nadgarstek
i siłą przyciągając z powrotem do siebie. - Daj sobie pomóc, do
cholery!
Tu jest tak bezpiecznie... W jego
ramionach...
- Czemu
tak bardzo ci na tym zależy? Nie znasz mnie... Nie wiesz jaka
jestem. Nawet nie wiesz, jaki jest mój... - nie zdążyłam
dokończyć zdania. Dima przyłożył swój palec do moich ust,
rzucając krótkie „Zamknij się”.
Jego
palec zaczął wodzić po mojej linii szczęki. Zmrużyłam oczy i
przechyliłam mimowolnie głowę, poddając się temu pieszczotliwemu
gestowi. Chwilę później jego usta musnęły moje. Tak
delikatnie... Zbyt delikatnie...Otworzyłam
oczy. Wpatrywał się we mnie z lekkim półuśmiechem, czekając na
to co zrobię. Zarzuciłam ręce na jego szyje, wczepiając palce w
jego włosy. Stanęłam na palcach, żeby zniwelować te 30
centymetrów różnicy wzrostu... i wpiłam się w jego
usta. To nie był zwykły pocałunek, ale krzyk. Krzyk o pomoc, o
zrozumienie... Ból rozdzierał moją klatkę piersiową, głowę...
W płucach brakło powietrza. Żadne nie zwalniało. Nasze języki
prowadziły ze sobą walkę, ale zupełnie tak jakby wszystko było
częścią planu. Dłonie Dmitrija błądziły po moim ciele. Cofałam
się powoli do tyłu, kiedy napierał na mnie co raz bardziej, póki
moje plecy nie przywitały się ze stołem. Sekundę później
Iljinych chwycił mnie w pasie i posadził na meblu. Nogami oplotłam
jego biodra przyciskając mocniej do siebie. Moje ręce poznawały
teraz każdy zarys jego mięśni, które chowały się pod klubową
bluzą... Poczułam jak jego palce sprawnie radzą sobie z guzikami
mojej bluzki...
Nie, nie, nie... blizny. NIE! Nawet
nie wiem kiedy to ostatnie „nie” wypadło z moich ust. Dima
odsunął się ode mnie jak poparzony.
- Przepraszam.
Nie powinienem... - wyszeptał odwracając głowę w stronę okna.
- To
nie twoja wina. To ja jestem nienormalna. Nie ty... - z trudem
powstrzymywałam drżenie rąk, gdy zapinałam z powrotem guziki.
Dima
ponownie spojrzał na mnie. Nie wiem dlaczego tak bardzo chciał się
o mnie troszczyć. Nigdy nikt tak na mnie nie patrzył.
- Nie
przyglądaj mi się tak. Zawstydzasz mnie. - odwróciłam wzrok.
- Pozwól
mi o siebie zadbać.... - wyszeptał, a potem pochylił się by znów
delikatnie mnie pocałować.
Leżałam
w łóżku, przyglądając się wiszącej nade mną lampie. Kręciłam
się z boku na bok, usiłując zasnąć. Zaraz wywiercisz
głową dziurę w poduszce debilko. Skarciłam
się w myślach. Ciekawe czy Dima śpi... Podniosłam
się i w zamyśleniu pokierowałam w stronę kuchni. Ledwo moje
stopy zrobiły kilka kroków w ciemnym korytarzu i na coś wpadłam.
A raczej na kogoś...
- Też
nie możesz spać? - uśmiechnął się.
- Wstałam
tylko po szklankę wody. - skłamałam.
Nataszka, ty śmierdzący
kłamczuszku.
- Przecież
widzę, że nie zmrużyłaś oka... Chodź! - złapał mnie za rękę
i siłą zaciągnął do swojej sypialni. - Dziś śpisz ze mną.
Daję ci gwarancję nietykalności. - mrugnął
Nie
miałam siły mu się sprzeciwiać. Byłam taka zmęczona. Dyma
wtulił się w moje plecy, jedną moją dłoń zamknął w swojej...
Była taka duża, a jednocześnie miękka. Palce miał smukłe jak u
pianisty, a nie siatkarza. Odpłynęłam...
Przebudziłam
się kilka godzin później. Po sypialni tańczyły promienie słońca,
które odbijały się od śniegu leżącego na parapecie. Dmitrij
wciąż spał. Jego ręka nadal spoczywała w moim pasie, lekko
zaciśnięta, jakby cały czas pilnował, żebym gdzieś nie uciekła.
Pogłaskałam go z czułością po policzku i podniosłam się łóżka,
jak najwolniej, żeby tylko go nie obudzić. Ufff... udało
się. Śpi jak zabity...
- Dokądś się wybierasz? - usłyszałam będąc w progu.
- Czy
już nawet nie mogę iść do łazienki? - naburmuszyłam się i
wyszłam. Dima nadal miał zamknięte oczy...
Niedziela
zapowiadała się leniwie. Marzyłam o spędzeniu dnia na kanapie,
bez przejmowania się czymkolwiek. Moje myśli ciągle krążyły wkoło
jednego zdania. On wie, gdzie jesteś... Wie gdzie jesteś... Skąd ten skurwiel dowiedział się, gdzie przebywam. Tylko kilka
najbliższych mi osób wiedziało dokąd wyjechałam. Prywatność
mojego konta na FB była ustawiona do granic możliwości. Dyma nie
prowokował mnie do rozmowy. Może to i lepiej, bo miałam ochotę na
sprzeczkę. Chciałam na kimś wyładować swoją frustrację,
obwinić za swoją sytuację. Dobrze wiem, jak mocno bym tego później
żałowała...
Znów
odpłynęłam. Kiedy się obudziłam, Dima siedział na kanapie i
oglądał telewizję. Moje nogi zarzucił sobie na swoje i
wodził palcami po moich łydkach.
- Chodźmy
na spacer. Potrzebujesz tlenu. Za dużo śpisz. - łypnął na mnie.
Miał
rację. Jak zwykle. Cholerny Pan Doskonały. 10 minut później już
spacerowaliśmy w pobliskim parku. Znów gadaliśmy o jakichś
pierdołach. Ten facet potrafił sprawić, że czułam się
bezpiecznie. Zapominałam przy nim o wszystkich problemach. Spacer
był tak przyjemny, że zawędrowaliśmy jakieś 5-6 kilometrów od
domu.
- Poczekasz
chwilę? Skoczę po coś do picia. - Iljinych spojrzał na mnie,
kiedy mijaliśmy spożywczy.
Odpowiedziałam
mu skinieniem głowy i już zniknął za drzwiami sklepu.
- Ładnie
sobie poczynasz. Ledwo dwa miesiące minęły a ty już masz nowego
fagasa. - czyjaś dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku,
boleśnie wykręcając mi rękę do tyłu.
On.
Znalazł mnie...
No jak będziesz pod naciskiem pisać tak dobre rozdziały, to będę Ci truć jeszcze bardziej :D
OdpowiedzUsuń