- Masza? Co ty tutaj robisz? - Dima nie
ukrywał zdziwienia, gdy pojawił się za moimi plecami. Swoją dłoń
położył na moim biodrze. - Myślałem, że wszystko sobie
wyjaśniliśmy te sześć miesięcy temu.
- Jak widać nie wszystko. - brunetka
zmierzyła mnie wzrokiem, a potem bez jakichkolwiek ceregieli pociągnęła za
walizkę, która schowana była za jej plecami i przejeżdżając nią
po moich palcach, wparowała do salonu. - Widzę, że szybko się
pocieszyłeś. Kolejna cheerleaderka? Zaliczyłeś już wszystkie?
Dużo ci zostało?
Co tu się kurwa dzieje! Kto to
kurwa jest?!
- Dima,
co tu się do cholery dzieje?! - nie kryłam poirytowania. - Kto. to.
Jest?!
- Pozwól, że odpowiem ci na twoje pytania, złociutka. - Masza
wtrąciła się. Siatkarz wyglądał, jakby w jednej sekundzie
zapomniał jak używać aparatu gębowego. - Jestem jego byłą
narzeczoną. Rozstaliśmy się jakiś czas temu.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy się
zaręczyli. - Dima odzyskał mowę.
- Może oficjalnie nie, ale obiecywałeś
mi ślub, więc na jedno wychodzi. Teraz będziesz miał okazję
dopełnić obietnicę. - uśmiechnęła się szeroko.
Co za idiotka –
pomyślałam. Miałam ochotę przyjebać jej szpadlem w twarz, tyle
że nie mogłam oderwać wzroku od jej brzucha... Wyglądał na jakiś
ósmy miesiąc...
- Masza, o co ci kurwa chodzi? - Dima nie wytrzymał. - Zostawiłaś
mnie ponad pół roku temu, a teraz zjawiasz się jak gdyby nigdy nic
i domagasz się chuj wie czego!
Odsunęłam
się i z niedowierzaniem przyglądałam się całej scenie.
- Gdybyś nie zdradził mnie z jedną z tych zasranych tańczących
dziewuszek, to do niczego takiego by nie doszło! - dziewczyna
podniosła głos.
- Jaka
zdrada? O czym ty w ogóle mówisz? Na rozgrzewce niefortunnie wybiła
sobie palec, bo dostała piłką od któregoś z nas. Ja tylko jej go
nastawiłem... - Dmitrij zaczął się tłumaczyć.
- Och
jasne... i przypadkiem nastawiając palec obściskiwałeś się z nią
na korytarzu. - prychnęła.
- Nie
mam zamiaru ci się tłumaczyć. Sama sobie dorobiłaś historyjkę.
Widocznie zobaczyłaś to, co chciałaś zobaczyć. Szukałaś tylko
pretekstu, żeby mnie zostawić. Wyjdź stąd, proszę. - nadal
usiłował być kulturalny.
- O
nie mój drogi. Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie zauważyłeś
tego? - wskazała na brzuch. - Dimuś, kochanie! Za 3 miesiące
będziesz ojcem!
Zapewne
moja twarz była bledsza, niż pomalowane na biało ściany w
salonie. Dobrze, że byłam oparta o jedną z nich, bo nogi prawie
odmówiły mi posłuszeństwa. Dima ojcem? To niemożliwe...
Sam zainteresowany stał jak wryty i wpatrywał się w swoją byłą,
mrugając oczami jak idiota. Może przetwarzał dane?
- Nie
słuchaj jej. To wszystko nieprawda. Ona próbuje się teraz odegrać.
Boli ją to, że teraz wreszcie jestem szczęśliwy. - Iljinych
znalazł się obok mnie całkiem ocknięty. - To nie jest moje
dziecko.
- Błagam cię... nie pogrążaj się. - zza pleców Dimy zabrzmiał
szyderczy głos niskiej brunetki. - Jestem w siódmym miesiącu
ciąży. Kiedy się rozstawaliśmy to były pierwsze tygodnie. O
niczym nie wiedziałam.
- I
dowiedziałaś się dopiero teraz? Dzisiaj? I przyszłaś mi o tym
powiedzieć? - drwił.
- DOŚĆ
TEGO! - wrzasnęłam. - Nie mam zamiaru tego dłużej słuchać! Nie
mam ochoty przebywać w tym domu ani minuty dłużej!
Ten
dupek nawet mnie nie zatrzymywał. Ponownie stanął jak wryty. Pani
Narzeczona panoszyła się przy swoim bagażu z uśmiechem na ryju,
który nie oznaczał nic innego, jak zwycięstwo. W ekspresowym
tempie zebrałam kilka najpotrzebniejszych kosmetyków z łazienki.
Łapałam pierwsze lepsze ciuchy, które mi się nawinęły i
wrzucałam je do walizki. Kiedy pojawiłam się z walichą w
przedpokoju Dima chyba załapał, co się dzieje.
- Natasza, co ty wyprawiasz?
- Nie
widzisz? Wracam do siebie. - nawet na niego nie spojrzałam. Czułam,
że w gardle rośnie mi wielka gula. Gula wielkości Rosji.
- Ale
jak to do siebie? - dalej zadawał pytania.
- Czy
ty masz kurwa jakiś problem dzisiaj ze zrozumieniem tego, co się do
ciebie mówi? - nie wytrzymałam. - Chyba nie myślisz, że będę tu
mieszkać z tobą i twoją ciężarną narzeczoną? Harem chcesz
sobie założyć?
Nie
chciałam już usłyszeć odpowiedzi na te pytania. Szarpnęłam za
swój wiszący na wieszaku płaszcz i trzaskając drzwiami opuściłam
lokum. W obawie, że Dima wpadnie na pomysł gonienia mnie, nie
zawracałam sobie głowy windą. Byłam tak piekielnie wkurwiona, że
nawet dźwiganie walizki nie sprawiało mi większego problemu.
Błyskawicznie znalazłam się na swoim piętrze. Trzęsącymi rękoma
otworzyłam swoje mieszkanie. Wszędzie dookoła był pył. Robotnicy
pracowali pięć dni w tygodniu od 7 do 16. Na szczęście następnego
dnia nikt tu nie przyjdzie. Ale nie to było największym moim
zmartwieniem... Zostałam sama. Znów... Kolanami
runęłam na podłogę. Z bezsilności. Ponownie zalewałam swój
dom... Tym razem własnymi łzami...
Obudziłam
się skulona na podłodze. Tak bardzo zmęczyłam się własnym
szlochem, że po prostu zasnęłam. Bolały mnie wszystkie kości.
Miałam ochotę odrąbać sobie głowę. Odsłoniłam ręką lustro,
które schowało się za folią malarską i spojrzałam w nie. Jeden
wielki obraz nędzy i rozpaczy. Spuchnięte, czerwone, załzawione
oczy, rozmazany na pół twarzy makijaż, zaróżowione policzki,
potargane włosy... wyliczać dalej? Zerknęłam na zegarek, starając
się nie myśleć o tym, co przed chwilę zobaczyłam. Było kilka
minut po siódmej rano... sobota. Rozejrzałam się po mieszkaniu.
Jego 80%, jak lustro wciąż kryło się pod folią. Całe szczęście,
że sypialnia była już odnowiona. Z łazienki w większym stopniu
też można było korzystać. Da się tu mieszkać. Jakoś
dam radę cała umyć się w umywalce. I
nagle dotarło do mnie, co się stało. On będzie miał
dziecko... Dziecko. To koniec. Znów
zalałam się łzami. Miało być już tylko lepiej, a tymczasem
wszystko się spierdoliło. Co ja takiego zawiniłam, że
wszystkie złe rzeczy czepiają się tylko mnie. - miałam
ochotę krzyczeć na całe gardło, ale ta piekielna gula w gardle,
która spowodowana była płaczem nie pozwalała mi na to.
Odkręciłam wodę w umywalce i zaczęłam płukać twarz. Zimne
krople otrzeźwiły mnie. Zmyłam resztki makijażu.
Musiałam zejść po coś do sklepu, bo cała kuchnia świeciła
pustkami. Modliłam się, żeby nigdzie nie spotkać jego, ani tej
całej, pierdolonej Maszy. Dziwka.
Choć
raz ten na górze mnie posłuchał. Nie natknęłam się na nikogo
znajomego, komu musiałabym tłumaczyć się z mojego fatalnego stanu
fizycznego, nie mówiąc już o psychicznym. Planowałam przespać
cały weekend. Może zatopienie się w sny pomoże mi uporać się
problemami? Zjadłam jakieś śniadanie i umyłam się w umywalce. Co
za kuriozalna sytuacja! Zepchnęłam
folie z łóżka, walizką grzmotnęłam gdzieś w pobliże. Pościel
śmierdziała pyłem, ale miałam to w dupie. Kładąc się do łózka,
zastanawiałam się, czy może być jeszcze gorzej. Zamknęłam oczy.
Około godziny usiłowałam zasnąć, kręcąc się z boku na bok. W
mojej głowie ciągle przewijały się obrazy z wczorajszego
wieczora: Masza w drzwiach, Masza mówiąca kim jest, szyderczy głos
Maszy oznajmiający Dmitrijowi, że jest w ciąży. Sięgnęłam po
torebkę. Po rozstaniu z byłym miewałam poważne kłopoty ze snem,
dlatego zawsze gdzieś przy sobie nosiłam hydroksyzynę. Nie miałam
siły podnieść się po szklankę wody. W ustach nazbierałam śliny
i połknęłam dwie tabletki. Jakieś dziesięć minut później
odpłynęłam...
Przebudziło
mnie szuranie, dobiegające z przedpokoju. Do połowy otworzyłam
oczy. W pokoju było ciemno. Po omacku poszukałam telefonu.
Niedziela wieczór... Spałam ponad 24 godziny. Moja głowa ważyła
chyba 127 kilogramów. Skierowałam się w stronę usłyszanych,
niepożądanych dźwięków. Zapaliłam światło i zmrużyłam oczy. O stół
jadalniany ktoś się opierał. Dmitrij...
- Jak
tu wszedłeś? Wydawało mi się, że zamknęłam drzwi... Wyjdź
stąd. - wymamrotałam półprzytomna.
- Zostawiłaś u mnie drugie klucze... To znaczy u nas... Musimy
porozmawiać. Byłem tu wczoraj wieczorem, ale spałaś. Nie chciałam
cię budzić... - wpatrywał się we mnie tymi swoimi ciemnymi
oczami. Nie wiem czy to wina światła, czy hydroksyzyny, ale coś w
nich zobaczyłam... Jego wzrok był taki wygłodniały... I nie mam
tu na myśli jedzenia.
- Nie
mamy już o czym rozmawiać. Zostaw te klucze na stoliku i wyjdź
stąd. - miałam ochotę strzelić mu w pysk, a potem uprawiać z nim seks
na tym jebanym stole.
- Natasza, proszę cię... To ciebie kocham. Nie Maszę. - jego dłonie
zacisnęły się na meblu. - Zrobię testy na ojcostwo. Jeżeli okaże
się, że jest moje, to będę płacił alimenty.
- Człowieku, czy ty się słyszysz? Będziesz ojcem. Myślisz, że
alimenty coś tu pomogą?! Ono potrzebuje obojga rodziców... Wyjdź
stąd! - podniosłam głos.
Przyjmujący
przestał opierać się o stół i zrobił kilka kroków, ale nie w
stronę drzwi. Chwycił mnie swoją wielką dłonią na wysokości
karku. Nie zdążyłam zareagować i zostałam przyparta do ściany,
o którą oparł swoją drugą rękę. Chwilę później wpił się w
moje usta, prawie wybijając mi zęby językiem.
- Kocham cię. Poradzimy sobie ze wszystkim. - wysapał i ponownie
zaczął mnie całować, napierając przy okazji całym ciałem.
Stałam zamroczona od leków i jego zapachu. Dłoń Dmitrija zaczęła
wędrować wzdłuż mojego kręgosłupa, usta znalazły się na mojej
szyi... Otworzyłam szeroko oczy, zaczerpnęłam głęboko powietrza
i... odepchnęłam go z całej siły.
- Nie
dotykaj mnie! ROZUMIESZ?! - wrzasnęłam.
- Ale... - zaczął.
Serce właśnie pęka mi na milion
maleńkich kawałków, a te kawałki rozpadają się na kolejne
miliardy kawałeczków...
- WYJDŹ STĄD! POWIEDZIAŁAM WYJDŹ STĄD!!!! - dalej krzyczałam. -
Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę! Nie chcę cię więcej
widzieć!!!!- to ostatnie zdanie wypowiedziałam, choć wcale nie
było prawdą...
Dima
spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. Z kieszeni spodni wyjął
klucze do mojego mieszkania i rzucił je na stół. Jeszcze raz nasze
oczy przez sekundę się spotkały, a potem odwrócił się na pięcie
i wyszedł...
To się narobiło... Rozdział miał się pojawić dopiero w przyszłym tygodniu, no ale... 7 rano to dobra pora, żeby wrzucić coś nowego. Pozdrawiam z Kraju Kwitnącej Wiśni. ;)))
PS. Ana, ten rozdział jest z dedykacją dla Ciebie. Bardzo dziękuję za komentarz zostawiony pod poprzednim. ;)
PS. Ana, ten rozdział jest z dedykacją dla Ciebie. Bardzo dziękuję za komentarz zostawiony pod poprzednim. ;)
:(( smuuuutne!
OdpowiedzUsuńEj no :( co to w ogóle ma być... Miałam pisać własny, w miarę wesoły rozdział, ale jak pisać coś wesołego po takich smutkach? :< Szkoda mi Nataszki, niech to nie będzie dziecko Dimy, bo nie ręczę za siebie B) I w ogóle to protestuję, bo nazwałaś tę dziwkę Masza. PHI!
OdpowiedzUsuńDawaj następny cioto, bo fajne to :3
Pozdrawiam, przyszła Pani Siwożelez :*
matko boska bełchatowska coś Ty narobiła?!?!? było tak pięknie :(
OdpowiedzUsuńChyba właśnie się wzruszyłam. Taki rozdział i to dla mnie?
OdpowiedzUsuńTakie prawdziwe. Tak bardzo szkoda mi Nataszy. Tak bardzo chciałam sie teleportować i własnoręcznie wywalić ta wywlokę aka była Dimy.
Co ona sobie wyobraża. Pojawia sie tak i niszczy cudowne zycie. Jeej a juz chciałam zeby było tak dobrze. Taki szok na koniec. Nie nie nie to sie tak skończyć nie może. Powinien byc twardy stanowczy wziąć ja w ramiona i nie wypuścić. Zawiodłam sie na nim.
Mam nadzieje, ze wszystko sie ułoży.
Ana