czwartek, 21 listopada 2013

12.

  - Masza? Co ty tutaj robisz? - Dima nie ukrywał zdziwienia, gdy pojawił się za moimi plecami. Swoją dłoń położył na moim biodrze. - Myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy te sześć miesięcy temu.
  - Jak widać nie wszystko. - brunetka zmierzyła mnie wzrokiem, a potem bez jakichkolwiek ceregieli pociągnęła za walizkę, która schowana była za jej plecami i przejeżdżając nią po moich palcach, wparowała do salonu. - Widzę, że szybko się pocieszyłeś. Kolejna cheerleaderka? Zaliczyłeś już wszystkie? Dużo ci zostało?
Co tu się kurwa dzieje! Kto to kurwa jest?!
  - Dima, co tu się do cholery dzieje?! - nie kryłam poirytowania. - Kto. to. Jest?!
  - Pozwól, że odpowiem ci na twoje pytania, złociutka. - Masza wtrąciła się. Siatkarz wyglądał, jakby w jednej sekundzie zapomniał jak używać aparatu gębowego. - Jestem jego byłą narzeczoną. Rozstaliśmy się jakiś czas temu.
  - Nie przypominam sobie, żebyśmy się zaręczyli. - Dima odzyskał mowę.
  - Może oficjalnie nie, ale obiecywałeś mi ślub, więc na jedno wychodzi. Teraz będziesz miał okazję dopełnić obietnicę. - uśmiechnęła się szeroko.
Co za idiotka – pomyślałam. Miałam ochotę przyjebać jej szpadlem w twarz, tyle że nie mogłam oderwać wzroku od jej brzucha... Wyglądał na jakiś ósmy miesiąc...
  - Masza, o co ci kurwa chodzi? - Dima nie wytrzymał. - Zostawiłaś mnie ponad pół roku temu, a teraz zjawiasz się jak gdyby nigdy nic i domagasz się chuj wie czego!
Odsunęłam się i z niedowierzaniem przyglądałam się całej scenie.
  - Gdybyś nie zdradził mnie z jedną z tych zasranych tańczących dziewuszek, to do niczego takiego by nie doszło! - dziewczyna podniosła głos.
  - Jaka zdrada? O czym ty w ogóle mówisz? Na rozgrzewce niefortunnie wybiła sobie palec, bo dostała piłką od któregoś z nas. Ja tylko jej go nastawiłem... - Dmitrij zaczął się tłumaczyć.
  - Och jasne... i przypadkiem nastawiając palec obściskiwałeś się z nią na korytarzu. - prychnęła.
  - Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć. Sama sobie dorobiłaś historyjkę. Widocznie zobaczyłaś to, co chciałaś zobaczyć. Szukałaś tylko pretekstu, żeby mnie zostawić. Wyjdź stąd, proszę. - nadal usiłował być kulturalny.
  - O nie mój drogi. Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie zauważyłeś tego? - wskazała na brzuch. - Dimuś, kochanie! Za 3 miesiące będziesz ojcem!

Zapewne moja twarz była bledsza, niż pomalowane na biało ściany w salonie. Dobrze, że byłam oparta o jedną z nich, bo nogi prawie odmówiły mi posłuszeństwa. Dima ojcem? To niemożliwe... Sam zainteresowany stał jak wryty i wpatrywał się w swoją byłą, mrugając oczami jak idiota. Może przetwarzał dane?

  - Nie słuchaj jej. To wszystko nieprawda. Ona próbuje się teraz odegrać. Boli ją to, że teraz wreszcie jestem szczęśliwy. - Iljinych znalazł się obok mnie całkiem ocknięty. - To nie jest moje dziecko.
  - Błagam cię... nie pogrążaj się. - zza pleców Dimy zabrzmiał szyderczy głos niskiej brunetki. - Jestem w siódmym miesiącu ciąży. Kiedy się rozstawaliśmy to były pierwsze tygodnie. O niczym nie wiedziałam.
  - I dowiedziałaś się dopiero teraz? Dzisiaj? I przyszłaś mi o tym powiedzieć? - drwił.
  - DOŚĆ TEGO! - wrzasnęłam. - Nie mam zamiaru tego dłużej słuchać! Nie mam ochoty przebywać w tym domu ani minuty dłużej!

Ten dupek nawet mnie nie zatrzymywał. Ponownie stanął jak wryty. Pani Narzeczona panoszyła się przy swoim bagażu z uśmiechem na ryju, który nie oznaczał nic innego, jak zwycięstwo. W ekspresowym tempie zebrałam kilka najpotrzebniejszych kosmetyków z łazienki. Łapałam pierwsze lepsze ciuchy, które mi się nawinęły i wrzucałam je do walizki. Kiedy pojawiłam się z walichą w przedpokoju Dima chyba załapał, co się dzieje.
  - Natasza, co ty wyprawiasz?
  - Nie widzisz? Wracam do siebie. - nawet na niego nie spojrzałam. Czułam, że w gardle rośnie mi wielka gula. Gula wielkości Rosji.
  - Ale jak to do siebie? - dalej zadawał pytania.
  - Czy ty masz kurwa jakiś problem dzisiaj ze zrozumieniem tego, co się do ciebie mówi? - nie wytrzymałam. - Chyba nie myślisz, że będę tu mieszkać z tobą i twoją ciężarną narzeczoną? Harem chcesz sobie założyć?

Nie chciałam już usłyszeć odpowiedzi na te pytania. Szarpnęłam za swój wiszący na wieszaku płaszcz i trzaskając drzwiami opuściłam lokum. W obawie, że Dima wpadnie na pomysł gonienia mnie, nie zawracałam sobie głowy windą. Byłam tak piekielnie wkurwiona, że nawet dźwiganie walizki nie sprawiało mi większego problemu. Błyskawicznie znalazłam się na swoim piętrze. Trzęsącymi rękoma otworzyłam swoje mieszkanie. Wszędzie dookoła był pył. Robotnicy pracowali pięć dni w tygodniu od 7 do 16. Na szczęście następnego dnia nikt tu nie przyjdzie. Ale nie to było największym moim zmartwieniem... Zostałam sama. Znów... Kolanami runęłam na podłogę. Z bezsilności. Ponownie zalewałam swój dom... Tym razem własnymi łzami...

Obudziłam się skulona na podłodze. Tak bardzo zmęczyłam się własnym szlochem, że po prostu zasnęłam. Bolały mnie wszystkie kości. Miałam ochotę odrąbać sobie głowę. Odsłoniłam ręką lustro, które schowało się za folią malarską i spojrzałam w nie. Jeden wielki obraz nędzy i rozpaczy. Spuchnięte, czerwone, załzawione oczy, rozmazany na pół twarzy makijaż, zaróżowione policzki, potargane włosy... wyliczać dalej? Zerknęłam na zegarek, starając się nie myśleć o tym, co przed chwilę zobaczyłam. Było kilka minut po siódmej rano... sobota. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Jego 80%, jak lustro wciąż kryło się pod folią. Całe szczęście, że sypialnia była już odnowiona. Z łazienki w większym stopniu też można było korzystać. Da się tu mieszkać. Jakoś dam radę cała umyć się w umywalce. I nagle dotarło do mnie, co się stało. On będzie miał dziecko... Dziecko. To koniec. Znów zalałam się łzami. Miało być już tylko lepiej, a tymczasem wszystko się spierdoliło. Co ja takiego zawiniłam, że wszystkie złe rzeczy czepiają się tylko mnie. - miałam ochotę krzyczeć na całe gardło, ale ta piekielna gula w gardle, która spowodowana była płaczem nie pozwalała mi na to. Odkręciłam wodę w umywalce i zaczęłam płukać twarz. Zimne krople otrzeźwiły mnie. Zmyłam resztki makijażu. Musiałam zejść po coś do sklepu, bo cała kuchnia świeciła pustkami. Modliłam się, żeby nigdzie nie spotkać jego, ani tej całej, pierdolonej Maszy. Dziwka.

Choć raz ten na górze mnie posłuchał. Nie natknęłam się na nikogo znajomego, komu musiałabym tłumaczyć się z mojego fatalnego stanu fizycznego, nie mówiąc już o psychicznym. Planowałam przespać cały weekend. Może zatopienie się w sny pomoże mi uporać się problemami? Zjadłam jakieś śniadanie i umyłam się w umywalce. Co za kuriozalna sytuacja! Zepchnęłam folie z łóżka, walizką grzmotnęłam gdzieś w pobliże. Pościel śmierdziała pyłem, ale miałam to w dupie. Kładąc się do łózka, zastanawiałam się, czy może być jeszcze gorzej. Zamknęłam oczy. Około godziny usiłowałam zasnąć, kręcąc się z boku na bok. W mojej głowie ciągle przewijały się obrazy z wczorajszego wieczora: Masza w drzwiach, Masza mówiąca kim jest, szyderczy głos Maszy oznajmiający Dmitrijowi, że jest w ciąży. Sięgnęłam po torebkę. Po rozstaniu z byłym miewałam poważne kłopoty ze snem, dlatego zawsze gdzieś przy sobie nosiłam hydroksyzynę. Nie miałam siły podnieść się po szklankę wody. W ustach nazbierałam śliny i połknęłam dwie tabletki. Jakieś dziesięć minut później odpłynęłam...

Przebudziło mnie szuranie, dobiegające z przedpokoju. Do połowy otworzyłam oczy. W pokoju było ciemno. Po omacku poszukałam telefonu. Niedziela wieczór... Spałam ponad 24 godziny. Moja głowa ważyła chyba 127 kilogramów. Skierowałam się w stronę usłyszanych, niepożądanych dźwięków. Zapaliłam światło i zmrużyłam oczy. O stół jadalniany ktoś się opierał. Dmitrij...

  - Jak tu wszedłeś? Wydawało mi się, że zamknęłam drzwi... Wyjdź stąd. - wymamrotałam półprzytomna.
  - Zostawiłaś u mnie drugie klucze... To znaczy u nas... Musimy porozmawiać. Byłem tu wczoraj wieczorem, ale spałaś. Nie chciałam cię budzić... - wpatrywał się we mnie tymi swoimi ciemnymi oczami. Nie wiem czy to wina światła, czy hydroksyzyny, ale coś w nich zobaczyłam... Jego wzrok był taki wygłodniały... I nie mam tu na myśli jedzenia.
  - Nie mamy już o czym rozmawiać. Zostaw te klucze na stoliku i wyjdź stąd. - miałam ochotę strzelić mu w pysk, a potem uprawiać z nim seks na tym jebanym stole.
  - Natasza, proszę cię... To ciebie kocham. Nie Maszę. - jego dłonie zacisnęły się na meblu. - Zrobię testy na ojcostwo. Jeżeli okaże się, że jest moje, to będę płacił alimenty.
  - Człowieku, czy ty się słyszysz? Będziesz ojcem. Myślisz, że alimenty coś tu pomogą?! Ono potrzebuje obojga rodziców... Wyjdź stąd! - podniosłam głos.

Przyjmujący przestał opierać się o stół i zrobił kilka kroków, ale nie w stronę drzwi. Chwycił mnie swoją wielką dłonią na wysokości karku. Nie zdążyłam zareagować i zostałam przyparta do ściany, o którą oparł swoją drugą rękę. Chwilę później wpił się w moje usta, prawie wybijając mi zęby językiem.
  - Kocham cię. Poradzimy sobie ze wszystkim. - wysapał i ponownie zaczął mnie całować, napierając przy okazji całym ciałem. Stałam zamroczona od leków i jego zapachu. Dłoń Dmitrija zaczęła wędrować wzdłuż mojego kręgosłupa, usta znalazły się na mojej szyi... Otworzyłam szeroko oczy, zaczerpnęłam głęboko powietrza i... odepchnęłam go z całej siły.
  - Nie dotykaj mnie! ROZUMIESZ?! - wrzasnęłam.
  - Ale... - zaczął.
Serce właśnie pęka mi na milion maleńkich kawałków, a te kawałki rozpadają się na kolejne miliardy kawałeczków...
  - WYJDŹ STĄD! POWIEDZIAŁAM WYJDŹ STĄD!!!! - dalej krzyczałam. - Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę! Nie chcę cię więcej widzieć!!!!- to ostatnie zdanie wypowiedziałam, choć wcale nie było prawdą...

Dima spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. Z kieszeni spodni wyjął klucze do mojego mieszkania i rzucił je na stół. Jeszcze raz nasze oczy przez sekundę się spotkały, a potem odwrócił się na pięcie i wyszedł...


To się narobiło... Rozdział miał się pojawić dopiero w przyszłym tygodniu, no ale... 7 rano to dobra pora, żeby wrzucić coś nowego. Pozdrawiam z Kraju Kwitnącej Wiśni. ;)))
PS. Ana, ten rozdział jest z dedykacją dla Ciebie. Bardzo dziękuję za komentarz zostawiony pod poprzednim. ;)



4 komentarze:

  1. Ej no :( co to w ogóle ma być... Miałam pisać własny, w miarę wesoły rozdział, ale jak pisać coś wesołego po takich smutkach? :< Szkoda mi Nataszki, niech to nie będzie dziecko Dimy, bo nie ręczę za siebie B) I w ogóle to protestuję, bo nazwałaś tę dziwkę Masza. PHI!
    Dawaj następny cioto, bo fajne to :3
    Pozdrawiam, przyszła Pani Siwożelez :*

    OdpowiedzUsuń
  2. matko boska bełchatowska coś Ty narobiła?!?!? było tak pięknie :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba właśnie się wzruszyłam. Taki rozdział i to dla mnie?
    Takie prawdziwe. Tak bardzo szkoda mi Nataszy. Tak bardzo chciałam sie teleportować i własnoręcznie wywalić ta wywlokę aka była Dimy.
    Co ona sobie wyobraża. Pojawia sie tak i niszczy cudowne zycie. Jeej a juz chciałam zeby było tak dobrze. Taki szok na koniec. Nie nie nie to sie tak skończyć nie może. Powinien byc twardy stanowczy wziąć ja w ramiona i nie wypuścić. Zawiodłam sie na nim.
    Mam nadzieje, ze wszystko sie ułoży.
    Ana

    OdpowiedzUsuń