Ręce mi się trzęsły, kiedy podawałam dokumenty kobiecie,
która obsługiwała mnie przy odprawie. Dziwnie na mnie spojrzała. Może myślała,
że jestem alkoholiczką? Ciągle zastanawiałam się, dlaczego ten dupek nie raczył
się ze mną pożegnać. W końcu coś między nami zaszło i chociażby to
idiotyczne „trzymaj się” mógłby rzucić, kiedy wychodził rano z domu. Dziewczyno, ciebie to już do reszty
popierdoliło? Pewnie złamałaś mu serce, a jeszcze domagasz się pożegnania?
Jesteś diabłem a nie człowiekiem. Wybudziłam się z zamyślenia.
Ostatni raz obejrzałam się za siebie, z nadzieją, że ujrzę
gdzieś tę znajomą ponad dwumetrową postać, a potem z bólem rozdzierającym moją
duszę na milion kawałków, poddałam się przeszukaniu na bramkach i znalazłam się
w strefie dla pasażerów oczekujących już bezpośrednio na lot…
…
Kurwa mać. Gdzie ten
jebany lot do Moskwy? Jak debil przyglądałem się tablicy odlotów, nie mogąc
znaleźć informacji, która najbardziej mnie interesowała. JEST! Lot numer 766.
- Przepraszam bardzo, czy lot 766 do Moskwy został już
odprawiony w całości? – zapytałem jakiegoś faceta siedzącego w informacji. Z
frustracji stukałem palcami o blat okienka, przy którym siedział.
- Chwileczkę, muszę sprawdzić. – odpowiedział cały czas
gapiąc się w monitor. – Tak. Wszyscy pasażerowie za chwilę będą przedostawać
się na pokład samolotu. Niestety nie ma żadnych wolnych miejsc. Następny lot do
Moskwy jest za 2 godziny. – uśmiechnął się.
- Kurwaaaaa!!!! Spóźniłem się!!!!! – zakląłem. – Yyyy…
przepraszam. to nie ma z panem nic wspólnego. – od razu przeprosiłem pod
naporem krzywego spojrzenia mężczyzny.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Wszystko stracone. Mogłem od
razu jechać na lotnisko, a nie żalić się Wadimowi. Co tu teraz robić? Jedyne
sensowne rozwiązanie, jakie przychodziło mi do głowy, to lecieć za nią, ale
miałem zobowiązania klubowe. Przed drużyną ważne mecze… Jak się pierdoli, to wszystko na raz.
- Halo? Wadim? Kurwa, nie zdążyłem. Ona jest już na
pokładzie samolotu… - wyżalałem się kumplowi jak jakaś panienka.
- I co teraz? Masz jakiś genialny pomysł, Romeo? – nabijał się
ze mnie.
- Nie wkurwiaj mnie nawet. Jedyne, co przychodzi mi teraz do
łba, to lecieć za nią, ale sam wiesz, że Biełgorod czekają ważne mecze, do
których musimy się porządnie przygotować. U nas święta dopiero za dwa tygodnie…
- Nikt nie mówił, że życie jest proste. Trzeba było umawiać
się z czirliderkami. One wszystkie tak chętnie pakują się wam do łóżek. – nie mam
pojęcia, co na celu miał szef Nataszy, doprowadzając mnie na skraj obłędu.
- Wadim, do kurwy nędzy… Czy ty nie możesz choć przez chwilę
być poważny? Nie takich rad potrzebuję…
- Oczywiście, że mogę, tylko usiłowałem ci przez to
powiedzieć, że musisz sam nauczyć się rozwiązywać swoje problemy. Co mam ci doradzić?
Żebyś porozmawiał z trenerem i leciał za nią do Polski? Jeszcze potrzebujesz
błogosławieństwa? To ja się zadurzyłem czy ty?– spoważniał.
- Dzięki Wadim. Wiedziałem, że na ciebie zawsze mogę liczyć.
– odparłem.
- Bracie, ale cię wzięło… - rozłączył się.
Nie pozostawało mi nic innego, jak zadzwonić do naszego
trenera. Wykręcając się problemami rodzinnymi, poprosiłem o kilka dni wolnego,
żebym mógł wyjechać. O dziwo, trener nie miał większych oporów, chociaż
nasłuchałem się nieźle, jaką to jestem podporą dla zespołu i muszę wyprostować
swoje sprawy, żebym mógł w stu procentach skupić się na grze i celach
postawionych przez drużynę. Wszystko to brzmiało tak, jakby trener coś
wiedział. Mam nadzieję, że Wadim się nie wygadał, bo inaczej zabiję tego
skurwiela. Tego jeszcze brakowało, żeby wszyscy się dowiedzieli, jakim jestem
życiowym nieudacznikiem. Nie miałem przy sobie żadnych rzeczy, prócz torby
treningowej. O tyle dobrze, że z przyzwyczajenia nosiłem przy sobie paszport.
Wadim smsem przesłał mi jej krakowski adres. Nie wiem, co bym bez niego zrobił.
Tak zaaferowałem się całą tą sytuacją z podróżą, że całkiem nie zarejestrowałem
faktu, że ona w tym Krakowie musi gdzieś mieszkać. Mam nadzieję, że dogadam się z
taksówkarzem. Kupiłem bilet na najbliższy lot do Moskwy, a stamtąd do Krakowa i
w zniecierpliwieniu patrzyłem na zegar. Obym tylko zdążył na wigilijną kolację…
…
Wysiadając na lotnisku w Krakowie czułam się lekka jak
piórko. Zupełnie, jakby odpłynęły ze mnie wszystkie uczucia i emocje. Nie
cierpię lotów z przesiadkami, ale nie da się tutaj dostać inaczej. Dzięki Bogu
za 3 godziny różnicy w czasie. Ciekawe,
jak tam Dmitrij. Kurwa, przecież miałam o nim nie myśleć…
- Natalaaaaaaaa!!!!! Tutaaaaaaaaaaaj!!!!! – usłyszałam uradowany
głos Aśki.
Rzuciłam się z rękoma na przyjaciółkę i rozpłakałam jak dziecko.
Dżoana mocniej mnie przytuliła.
- No, nie spodziewałam się, że aż tak bardzo tęskniłaś. –
zaśmiała się i klepnęła mnie w łopatkę.
- Głupia. Chciałabyś! – ja również uśmiechnęłam się przez
łzy. – Znowu wpadam na gotowe, co?
- Pewne rzeczy się nie zmieniają. Nasi rodzice już są. Nie
mogę uwierzyć, że mało brakowało, a te święta spędziłybyśmy oddzielnie.
Przynajmniej są jakieś plusy z tego, że Skurwiel znów dał o sobie znać.
- Dżoana, co ty w ogóle mówisz… - spiorunowałam ją wzrokiem.
- Wiem, przepraszam… Ten mój suchy humor. – cmoknęła mnie w
policzek. – Chodźmy lepiej, bo w domu wszyscy już się niecierpliwią. Specjalnie
nie ubierałam choinki, bo wiem, że to twoje ulubione zajęcie. – popchnęła mnie
w stronę wyjścia z lotniska.
W domu robiłam dobrą minę do złej gry. Rodzice przemaglowali
mnie od góry do dołu, zasypując pytaniami o pracę, o znajomych w pracy, czy mi
się tam dobrze żyje, czy to prawda, że wszyscy chodzą wiecznie pijani, a na
ulicach unosi się odór spirytusu. Niestety nie zabrakło pytania o to, czy nie
zakręcił się koło mnie jakiś porządny mężczyzna.
- Dajcie jej wreszcie spokój. Męczycie ją od ponad godziny.
Nie widzicie, że jest zmęczona po podróży? – mama Dżoany próbowała przemówić
moim rodzicom do rozsądku.
- No właśnie. Są święta. Cieszmy się tym czasem, który
możemy wspólnie spędzić. Nie chcę myśleć teraz o pracy, ani o Rosji. Rosja to
Rosja, a tu jest Polska. – odpowiedziałam. Ale
ze mnie świetna aktorka.
Przygotowania do wigilijnej kolacji szły pełną parą. Ta
świąteczna atmosfera sprawiała, że nieco odcinałam się od wydarzeń w
Biełgorodzie. Aśka ukradkiem spoglądała na mnie czy gdzieś tam z oka nie ucieka
mi jakaś nieposkromiona łza i czy jakoś się trzymam. Trzymam się… Kurwa… Co tam, że 80% myśli wypełnia mi Dima i jego twarz,
kiedy powiedziałam, że nic nie trzyma mnie w Rosji. Przypadkowo ścisnęłam
bombkę, którą właśnie trzymałam w ręku. Pękła.
- Co robisz downie?! To nie przyrząd do ściskania, tylko
ozdoba choinkowa. – Dżoana trzepnęła mnie ręką po głowie. – Głowa do góry, albo
wszyscy się zorientują, jakie przedstawienie tu odstawiasz. – ściszyła głos.
Z przyklejonym uśmiechem do ust skończyłam ubierać choinkę.
Z podziwem patrzyłam na swoje dzieło. Zawsze miałam do tego talent, ale w tym
roku przerosłam swoje najśmielsze oczekiwania. Drzewko wyglądało pięknie. Było
już po 17. Kolacja lada chwila miała się zacząć. Stół był już prawie
gotowy. Mama Joanny kładła sztućce przy talerzu dla zbłąkanego gościa. Jeszcze
nigdy żaden zbłąkaniec nie przypałętał się do nas w Wigilię, ale jak tradycja
to tradycja. Najbardziej znienawidzony moment – życzenia. Zbierało mi się na
wymioty od słuchania, żebym ułożyła sobie szczęśliwie życie. Tak mamo i tato, ten skurwiel, którego
tak lubiliście już o to zadbał, żebym do końca życia była baaaaaardzo
szczęśliwa. Czułam gulę w gardle. Niespodziewanie zabrzmiał dzwonek do
drzwi.
- Oooootwooooooooooorzę! – Dżoana jak wystrzelona z procy
znalazła się przy drzwiach, a ja szłam usadowić się przy stole, by móc rozpocząć
świąteczne wpierdalanko.
- Natala, ktoś do Ciebie! – usłyszałam zbyt podniecony głos
Aśki.
Święty Mikołaj? Jestem
za stara na takie rzeczy…
Omal się nie przewróciłam, kiedy zobaczyłam, kto stał w
progu naszego krakowskiego mieszkania.
Dmitrij.
- Wesołych świąt. Mogę wejść? – uśmiechnął się.
Siemanko! Jakoś tak przyszła wena i jest 9 rozdział. ;) Tym razem dedykuję go Lidce - całusy od Flądry. ;)
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Miłego weekendu. ;)
Ps. Wiem, że obywatele Rosji potrzebują wizy, żeby wjechać do Polski. ;) Przyjmijmy, że Dima ma paszport dyplomatyczny. ;)
Ps. Wiem, że obywatele Rosji potrzebują wizy, żeby wjechać do Polski. ;) Przyjmijmy, że Dima ma paszport dyplomatyczny. ;)
weź no pisz to trochę dłuższe, bo ucinasz w zbyt ciekawych momentach ;p
OdpowiedzUsuńnie! :D
Usuńjeeejciu, ja wiedziałam, że kochany Dima nie podda się tak łatwo! :3 to co, teraz czas, żeby Nataszka przedstawiła go rodzicom... uwielbiam tę parkę, weźże im tak nie utrudniaj życia, złośliwcze! :D zazdroszczę szybkości i lekkości pisania ;_; pozdrawiam, Żenia "Rusofil" Już W Maju Siwożelez :*
OdpowiedzUsuńpodbijam to co mówi Justyna, pisuj dłuższe rozdziały :D i w ogóle ah i oh awwww
OdpowiedzUsuń(PS wspólne święta byłyby fazowe haha)