piątek, 8 listopada 2013

9.



Ręce mi się trzęsły, kiedy podawałam dokumenty kobiecie, która obsługiwała mnie przy odprawie. Dziwnie na mnie spojrzała. Może myślała, że jestem alkoholiczką? Ciągle zastanawiałam się, dlaczego ten dupek nie raczył się ze mną pożegnać. W końcu coś między nami zaszło i chociażby to idiotyczne „trzymaj się” mógłby rzucić, kiedy wychodził rano z domu. Dziewczyno, ciebie to już do reszty popierdoliło? Pewnie złamałaś mu serce, a jeszcze domagasz się pożegnania? Jesteś diabłem a nie człowiekiem. Wybudziłam się z zamyślenia.
Ostatni raz obejrzałam się za siebie, z nadzieją, że ujrzę gdzieś tę znajomą ponad dwumetrową postać, a potem z bólem rozdzierającym moją duszę na milion kawałków, poddałam się przeszukaniu na bramkach i znalazłam się w strefie dla pasażerów oczekujących już bezpośrednio na lot…


Kurwa mać. Gdzie ten jebany lot do Moskwy? Jak debil przyglądałem się tablicy odlotów, nie mogąc znaleźć informacji, która najbardziej mnie interesowała. JEST! Lot numer 766.
- Przepraszam bardzo, czy lot 766 do Moskwy został już odprawiony w całości? – zapytałem jakiegoś faceta siedzącego w informacji. Z frustracji stukałem palcami o blat okienka, przy którym siedział.
- Chwileczkę, muszę sprawdzić. – odpowiedział cały czas gapiąc się w monitor. – Tak. Wszyscy pasażerowie za chwilę będą przedostawać się na pokład samolotu. Niestety nie ma żadnych wolnych miejsc. Następny lot do Moskwy jest za 2 godziny. – uśmiechnął się.
- Kurwaaaaa!!!! Spóźniłem się!!!!! – zakląłem. – Yyyy… przepraszam. to nie ma z panem nic wspólnego. – od razu przeprosiłem pod naporem krzywego spojrzenia mężczyzny.

Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Wszystko stracone. Mogłem od razu jechać na lotnisko, a nie żalić się Wadimowi. Co tu teraz robić? Jedyne sensowne rozwiązanie, jakie przychodziło mi do głowy, to lecieć za nią, ale miałem zobowiązania klubowe. Przed drużyną ważne mecze… Jak się pierdoli, to wszystko na raz.
- Halo? Wadim? Kurwa, nie zdążyłem. Ona jest już na pokładzie samolotu… - wyżalałem się kumplowi jak jakaś panienka.
- I co teraz? Masz jakiś genialny pomysł, Romeo? – nabijał się ze mnie.
- Nie wkurwiaj mnie nawet. Jedyne, co przychodzi mi teraz do łba, to lecieć za nią, ale sam wiesz, że Biełgorod czekają ważne mecze, do których musimy się porządnie przygotować. U nas święta dopiero za dwa tygodnie…
- Nikt nie mówił, że życie jest proste. Trzeba było umawiać się z czirliderkami. One wszystkie tak chętnie pakują się wam do łóżek. – nie mam pojęcia, co na celu miał szef Nataszy, doprowadzając mnie na skraj obłędu.
- Wadim, do kurwy nędzy… Czy ty nie możesz choć przez chwilę być poważny? Nie takich rad potrzebuję…
- Oczywiście, że mogę, tylko usiłowałem ci przez to powiedzieć, że musisz sam nauczyć się rozwiązywać swoje problemy. Co mam ci doradzić? Żebyś porozmawiał z trenerem i leciał za nią do Polski? Jeszcze potrzebujesz błogosławieństwa? To ja się zadurzyłem czy ty?– spoważniał.
- Dzięki Wadim. Wiedziałem, że na ciebie zawsze mogę liczyć. – odparłem.
- Bracie, ale cię wzięło… - rozłączył się.

Nie pozostawało mi nic innego, jak zadzwonić do naszego trenera. Wykręcając się problemami rodzinnymi, poprosiłem o kilka dni wolnego, żebym mógł wyjechać. O dziwo, trener nie miał większych oporów, chociaż nasłuchałem się nieźle, jaką to jestem podporą dla zespołu i muszę wyprostować swoje sprawy, żebym mógł w stu procentach skupić się na grze i celach postawionych przez drużynę. Wszystko to brzmiało tak, jakby trener coś wiedział. Mam nadzieję, że Wadim się nie wygadał, bo inaczej zabiję tego skurwiela. Tego jeszcze brakowało, żeby wszyscy się dowiedzieli, jakim jestem życiowym nieudacznikiem. Nie miałem przy sobie żadnych rzeczy, prócz torby treningowej. O tyle dobrze, że z przyzwyczajenia nosiłem przy sobie paszport. Wadim smsem przesłał mi jej krakowski adres. Nie wiem, co bym bez niego zrobił. Tak zaaferowałem się całą tą sytuacją z podróżą, że całkiem nie zarejestrowałem faktu, że ona w tym Krakowie musi gdzieś mieszkać. Mam nadzieję, że dogadam się z taksówkarzem. Kupiłem bilet na najbliższy lot do Moskwy, a stamtąd do Krakowa i w zniecierpliwieniu patrzyłem na zegar. Obym tylko zdążył na wigilijną kolację…


Wysiadając na lotnisku w Krakowie czułam się lekka jak piórko. Zupełnie, jakby odpłynęły ze mnie wszystkie uczucia i emocje. Nie cierpię lotów z przesiadkami, ale nie da się tutaj dostać inaczej. Dzięki Bogu za 3 godziny różnicy w czasie. Ciekawe, jak tam Dmitrij. Kurwa, przecież miałam o nim nie myśleć…
- Natalaaaaaaaa!!!!! Tutaaaaaaaaaaaj!!!!! – usłyszałam uradowany głos Aśki.
Rzuciłam się z rękoma na przyjaciółkę i rozpłakałam jak dziecko. Dżoana mocniej mnie przytuliła.
- No, nie spodziewałam się, że aż tak bardzo tęskniłaś. – zaśmiała się i klepnęła mnie w łopatkę.
- Głupia. Chciałabyś! – ja również uśmiechnęłam się przez łzy. – Znowu wpadam na gotowe, co?
- Pewne rzeczy się nie zmieniają. Nasi rodzice już są. Nie mogę uwierzyć, że mało brakowało, a te święta spędziłybyśmy oddzielnie. Przynajmniej są jakieś plusy z tego, że Skurwiel znów dał o sobie znać.
- Dżoana, co ty w ogóle mówisz… - spiorunowałam ją wzrokiem.
- Wiem, przepraszam… Ten mój suchy humor. – cmoknęła mnie w policzek. – Chodźmy lepiej, bo w domu wszyscy już się niecierpliwią. Specjalnie nie ubierałam choinki, bo wiem, że to twoje ulubione zajęcie. – popchnęła mnie w stronę wyjścia z lotniska.

W domu robiłam dobrą minę do złej gry. Rodzice przemaglowali mnie od góry do dołu, zasypując pytaniami o pracę, o znajomych w pracy, czy mi się tam dobrze żyje, czy to prawda, że wszyscy chodzą wiecznie pijani, a na ulicach unosi się odór spirytusu. Niestety nie zabrakło pytania o to, czy nie zakręcił się koło mnie jakiś porządny mężczyzna.
- Dajcie jej wreszcie spokój. Męczycie ją od ponad godziny. Nie widzicie, że jest zmęczona po podróży? – mama Dżoany próbowała przemówić moim rodzicom do rozsądku.
- No właśnie. Są święta. Cieszmy się tym czasem, który możemy wspólnie spędzić. Nie chcę myśleć teraz o pracy, ani o Rosji. Rosja to Rosja, a tu jest Polska. – odpowiedziałam. Ale ze mnie świetna aktorka.
Przygotowania do wigilijnej kolacji szły pełną parą. Ta świąteczna atmosfera sprawiała, że nieco odcinałam się od wydarzeń w Biełgorodzie. Aśka ukradkiem spoglądała na mnie czy gdzieś tam z oka nie ucieka mi jakaś nieposkromiona łza i czy jakoś się trzymam. Trzymam się… Kurwa… Co tam, że 80% myśli wypełnia mi Dima i jego twarz, kiedy powiedziałam, że nic nie trzyma mnie w Rosji. Przypadkowo ścisnęłam bombkę, którą właśnie trzymałam w ręku. Pękła.
- Co robisz downie?! To nie przyrząd do ściskania, tylko ozdoba choinkowa. – Dżoana trzepnęła mnie ręką po głowie. – Głowa do góry, albo wszyscy się zorientują, jakie przedstawienie tu odstawiasz. – ściszyła głos.

Z przyklejonym uśmiechem do ust skończyłam ubierać choinkę. Z podziwem patrzyłam na swoje dzieło. Zawsze miałam do tego talent, ale w tym roku przerosłam swoje najśmielsze oczekiwania. Drzewko wyglądało pięknie. Było już po 17. Kolacja lada chwila miała się zacząć. Stół był już prawie gotowy. Mama Joanny kładła sztućce przy talerzu dla zbłąkanego gościa. Jeszcze nigdy żaden zbłąkaniec nie przypałętał się do nas w Wigilię, ale jak tradycja to tradycja. Najbardziej znienawidzony moment – życzenia. Zbierało mi się na wymioty od słuchania, żebym ułożyła sobie szczęśliwie życie. Tak mamo i tato, ten skurwiel, którego tak lubiliście już o to zadbał, żebym do końca życia była baaaaaardzo szczęśliwa. Czułam gulę w gardle. Niespodziewanie zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- Oooootwooooooooooorzę! – Dżoana jak wystrzelona z procy znalazła się przy drzwiach, a ja szłam usadowić się przy stole, by móc rozpocząć świąteczne wpierdalanko.
- Natala, ktoś do Ciebie! – usłyszałam zbyt podniecony głos Aśki.
Święty Mikołaj? Jestem za stara na takie rzeczy…

Omal się nie przewróciłam, kiedy zobaczyłam, kto stał w progu naszego krakowskiego mieszkania.

Dmitrij.

- Wesołych świąt. Mogę wejść? – uśmiechnął się.



Siemanko! Jakoś tak przyszła wena i jest 9 rozdział. ;) Tym razem dedykuję go Lidce - całusy od Flądry. ;)
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Miłego weekendu. ;)
Ps. Wiem, że obywatele Rosji potrzebują wizy, żeby wjechać do Polski. ;) Przyjmijmy, że Dima ma paszport dyplomatyczny. ;)

4 komentarze:

  1. weź no pisz to trochę dłuższe, bo ucinasz w zbyt ciekawych momentach ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. jeeejciu, ja wiedziałam, że kochany Dima nie podda się tak łatwo! :3 to co, teraz czas, żeby Nataszka przedstawiła go rodzicom... uwielbiam tę parkę, weźże im tak nie utrudniaj życia, złośliwcze! :D zazdroszczę szybkości i lekkości pisania ;_; pozdrawiam, Żenia "Rusofil" Już W Maju Siwożelez :*

    OdpowiedzUsuń
  3. podbijam to co mówi Justyna, pisuj dłuższe rozdziały :D i w ogóle ah i oh awwww
    (PS wspólne święta byłyby fazowe haha)

    OdpowiedzUsuń