wtorek, 5 listopada 2013

7.



Przyglądałam się mężczyźnie, który leżał na chodniku. Głowę miał przyciśniętą do ziemi, a ręce boleśnie wykręcone na plecach, gdzie trzymane były w uścisku. Szamotał się i próbował krzyczeć coś składnie po rosyjsku, ale jedynie zrozumiale potrafił powtarzać po angielsku „Fuck off! I’ve just wanted talk with her!”. Ludzie starali się nie zwracać na nas większej uwagi. Może w tym rejonie faceci leżący na chodnikach i wydzierający się byli na porządku dziennym? Chyba nie chciałam tego wiedzieć.
Dima znalazł się przy mnie tak błyskawicznie, że nie miałam szansy jakkolwiek zareagować. Kilka ciosów i Ten-którego-imienia-wolałabym-nie-wymawiać znalazł się na chodniku. Nie zdawałam sobie sprawy, że siatkarz potrafi się tak bić… Przecież jesteś w Rosji.
- Jeszcze raz spróbujesz zbliżyć się do niej na krok, a wbiję ci ten łeb w płytę chodnikową. – Dmitrij wciąż przyciskał jego głowę do ziemi.
- Myślisz, że wystraszę się jakiegoś siatkarzyny? Ona już zawsze będzie moja. Tylko moja. – wysyczał mój były.
Błagam, to się nie dzieje naprawdę…
- Zjeżdżaj stąd, albo za chwilę zjawi się policja. Ona jest żywym dowodem na to, co jej robiłeś przez ostatni czas. Jak myślisz, komu uwierzą? Tobie czy jej? – Dima powoli podnosił się, jeszcze raz tłukąc głową mojego oprawcy, tym razem o chodnik, a potem puścił go. Z rany już nieźle sączyła się krew.
- To nie koniec. Jeszcze się z wami policzę! A ty – spojrzał na mnie z pogardą – jeszcze będziesz błagać mnie na kolanach, żebym przyjął cię z powrotem, mała kurewko! Należysz do mnie! – wykrzykiwał już na całą ulicę, gromadząc niewielką liczbę gapiów.
Dima już ruszał na niego, aby wymierzyć kolejny grad ciosów, ale w ostatniej chwili złapałam go za ramię.
- Nie ma sensu. Zostaw go…
Ten-którego-imienia-wolałabym-nie-wymawiać właśnie znikał za rogiem, wymachując rękoma na wszystkie strony…

Iljinych załapał mnie za rękę i zaczął bez słowa ciągnąć w stronę domu. Dopiero teraz zauważyłam na jego knykciach ślady krwi. Gula w gardle zwiększała się… Nie będę płakać. Nie chcę płakać przez tego skurwiela. Wystarczająco już wycierpiałam… Dość tego… Nie będę. Pierwsza łza mimowolnie popłynęła po moim policzku. Otarłam ją najprędzej, jak tylko potrafiłam, byle tylko Dima niczego nie zauważył.
- Jeszcze jedna twoja łza przelana z jego powodu, jeszcze jeden smutek związany z jego osobą, a przysięgam, że pobiegnę za nim i roztrzaskam jego mordę o pierwszą lepszą rzecz, która nawinie mi się pod rękę. – Dyma zatrzymał się i spojrzał mi prosto w oczu.

Rozpłakałam się. Nic już nie powiedział. Poczułam jak mnie przytula i pozwala się wypłakać. Tyle emocji się we mnie kłębiło. Szok i wstręt, jaki wzbudzał we mnie ten człowiek był nie do opisania. Chyba najbardziej bałam się tego, że znów powtórzy się sytuacja sprzed kilku miesięcy. Przecież już kilka razy uciekałam, odchodziłam od niego, a potem wracałam jak pies z podkulonym ogonem. Jednak dziś coś we mnie pękło. Nie patrzyłam już na niego, jak na kogoś kogo tak szaleńczo kochałam, że pozwoliłam się tak poniżać. Miałam ochotę zrobić mu krzywdę. I pewnie bym to zrobiła, gdyby moje ciało nie zrobiło się odrętwiałe. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie było przy mnie biełgorojskiego przyjmującego. Właśnie… Dima… Dlaczego ty mi tak pomagasz? Dlaczego zawsze jesteś blisko? Tak bardzo chciałam się tego wszystkiego dowiedzieć, a z drugiej strony bałam się usłyszeć odpowiedź. Przyjeżdżając tu chciałam uwolnić się od miłości, a nie szukać kolejnej… Nie mogłam sobie na to pozwolić.
- Już mi lepiej. – gwałtownie odsunęłam się od niego.

O co ci chodzi? Zdawał się mówić wzrok Dimy, ale nadal nie odezwał się słowem. Chciałam się na niego wydrzeć, kłócić się, a potem, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie ok. Ale nie… Pan Zajebisty wolał po prostu przemilczeć całą sytuację, pozwolić wyciszyć się wszystkim emocjom. Dupek.
W milczeniu wróciliśmy do mieszkania. Trzaskając drzwiami zamknęłam się w gabinecie i rzuciłam na lóżko. Dla odmiany łzy wcale nie chciały zacząć płynąć. Normalnie jakbym wypłakała już wszystko co miałam. Im intensywniej się na tym wszystkim skupiałam, tym bardziej zastygałam. Z rozgoryczenia zaczęłam krzyczeć. Poduszkami rzucałam na wszystkie możliwe strony, zbierałam je, a potem z krzykiem wyrzucałam ponownie i tak w kółko. Dima nawet przez moment nie zainteresował się, co się ze mną dzieje. Kurwa. Sama nie wiedziałam, czego od niego oczekuję. Raz chce, żeby był blisko, a za chwilę nie pragnę niczego bardziej, jak spierdolić jak najdalej. Nienawidzę siebie… Miałam sobie poukładać tu życie, a wszystko się popierdoliło. Bezradnie usiadłam na łóżku. Dzień zaczął się tak cudownie, a zakończył tak fatalnie. Dopiero teraz zaczynało do mnie dochodzić, co tak naprawdę się stało.

Moja ucieczka tak naprawdę zdała się na nic. Przez jakieś dwa miesiące starałam się wybudować sobie ochronny kokon, żeby móc się ukryć przed bolesnymi wspomnieniami. Pojawił się Dima, który jest dla mnie taki dobry, i dzięki któremu mogłam odrobinę zapomnieć. I wszystko na marne, bo ON mnie znalazł… Czy tak będzie już zawsze? Położyłam się na łóżku, z telefonem przy głowie. Zawsze w trudnych chwilach ratowała mnie muzyka. Czemu więc nie tym razem? Wsadziłam w uszy słuchawki i włączyłam odtwarzacz. Nie wiem czy to był przypadek, czy po prostu przeznaczenie, kiedy w słuchawkach usłyszałam głos Birdy „Who will love you? Who will fight? And who will fall far behind?”. Łza ponownie zagościła na moim policzku. Skręciłam się w kłębek i mocniej objęłam trzymaną w ramionach poduszkę. Przymknęłam oczy. Rozległo się ciche pukanie i w progu pojawił się Dmitrij. Udałam, że śpię. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać. W głowie toczyłam walkę, co dalej robić ze swoim życiem. Przecież on nadal jest w Biełgorodzie… Czy wciąż będzie mnie nękał i straszył? Kurwa… Dima sięgnął po koc leżący na krześle i nakrył mnie nim. Palcem delikatnie wytarł mój mokry policzek. Dłoń pachniała mu mydłem mieszanych z zapachem Dmitrija. Tak bardzo marzyłam, żeby stał się moim ulubionym zapachem już na zawsze. Idiotko… musisz coś z tym wszystkim zrobić.

Rano obudziłam się skostniała. Głowa pulsowała mi z bólu, a oczy były napuchnięte. Był poniedziałek, a ja nie mogłam w takim stanie pojawić się w pracy. Wystarczył jeden telefon i kolejny dzień miałam spędzić tutaj, w mieszkaniu Dmitrija. On sam krzątał się właśnie po kuchni szykując sobie śniadanie. Rozczulił mnie nieco ten widok, kiedy pomyślałam, że może mogłoby już tak zostać na zawsze. Ja i on… pod jednym dachem, ja i ktoś, kogo kocham. Ja i ktoś, kto mnie nie skrzywdzi. Szybko odrzuciłam te myśli o krainie szczęśliwości. Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę, a on wciąż zachowywał się jakby wcale mnie tam nie było. Zrobił się taki oschły po tym jak gwałtownie odsunęłam się od niego na ulicy. Sama nie wiedziałam co robię, ani kurwa czego chcę. Jednak w nocy udało mi się podjąć decyzję, która miała wszystko zmienić. Decyzję, która miała wywrócić do góry nogami moje i jego życie.
- Dima, wracam do Polski…

Cze! Czyżby siódmy rozdział okazał się pechowy dla Nataszki i Dmitrija? Przepraszam, ze tak krótko, ale pisałam na komputerze, na którym nie lubię pisać. ;))))) buziaki!

1 komentarz:

  1. chcem więcej! buzi buzi. Jestem ciekawa co Dżoanka na to wszystko ;D

    OdpowiedzUsuń