Przyglądałam się mężczyźnie, który leżał na chodniku. Głowę
miał przyciśniętą do ziemi, a ręce boleśnie wykręcone na plecach, gdzie
trzymane były w uścisku. Szamotał się i próbował krzyczeć coś składnie po
rosyjsku, ale jedynie zrozumiale potrafił powtarzać po angielsku „Fuck off! I’ve
just wanted talk with her!”. Ludzie starali się nie zwracać na nas większej
uwagi. Może w tym rejonie faceci leżący na chodnikach i wydzierający się byli
na porządku dziennym? Chyba nie chciałam tego wiedzieć.
Dima znalazł się przy mnie tak błyskawicznie, że nie miałam
szansy jakkolwiek zareagować. Kilka ciosów i
Ten-którego-imienia-wolałabym-nie-wymawiać znalazł się na chodniku. Nie
zdawałam sobie sprawy, że siatkarz potrafi się tak bić… Przecież jesteś w Rosji.
- Jeszcze raz spróbujesz zbliżyć się do niej na krok, a
wbiję ci ten łeb w płytę chodnikową. – Dmitrij wciąż przyciskał jego głowę do
ziemi.
- Myślisz, że wystraszę się jakiegoś siatkarzyny? Ona już
zawsze będzie moja. Tylko moja. – wysyczał mój były.
Błagam, to się nie
dzieje naprawdę…
- Zjeżdżaj stąd,
albo za chwilę zjawi się policja. Ona jest żywym dowodem na to, co jej robiłeś
przez ostatni czas. Jak myślisz, komu uwierzą? Tobie czy jej? – Dima powoli
podnosił się, jeszcze raz tłukąc głową mojego oprawcy, tym razem o chodnik, a
potem puścił go. Z rany już nieźle sączyła się krew.
- To nie koniec. Jeszcze się z wami policzę! A ty – spojrzał
na mnie z pogardą – jeszcze będziesz błagać mnie na kolanach, żebym przyjął cię
z powrotem, mała kurewko! Należysz do mnie! – wykrzykiwał już na całą ulicę,
gromadząc niewielką liczbę gapiów.
Dima już ruszał na niego, aby wymierzyć kolejny grad ciosów,
ale w ostatniej chwili złapałam go za ramię.
- Nie ma sensu. Zostaw go…
Ten-którego-imienia-wolałabym-nie-wymawiać właśnie znikał za
rogiem, wymachując rękoma na wszystkie strony…
Iljinych załapał mnie za rękę i zaczął bez słowa ciągnąć w
stronę domu. Dopiero teraz zauważyłam na jego knykciach ślady krwi. Gula w
gardle zwiększała się… Nie będę płakać.
Nie chcę płakać przez tego skurwiela. Wystarczająco już wycierpiałam… Dość tego…
Nie będę. Pierwsza łza mimowolnie popłynęła po moim policzku. Otarłam ją
najprędzej, jak tylko potrafiłam, byle tylko Dima niczego nie zauważył.
- Jeszcze jedna twoja łza przelana z jego powodu, jeszcze
jeden smutek związany z jego osobą, a przysięgam, że pobiegnę za nim i roztrzaskam
jego mordę o pierwszą lepszą rzecz, która nawinie mi się pod rękę. – Dyma zatrzymał
się i spojrzał mi prosto w oczu.
Rozpłakałam się. Nic już nie powiedział. Poczułam jak mnie
przytula i pozwala się wypłakać. Tyle emocji się we mnie kłębiło. Szok i
wstręt, jaki wzbudzał we mnie ten człowiek był nie do opisania. Chyba
najbardziej bałam się tego, że znów powtórzy się sytuacja sprzed kilku miesięcy.
Przecież już kilka razy uciekałam, odchodziłam od niego, a potem wracałam jak
pies z podkulonym ogonem. Jednak dziś coś we mnie pękło. Nie patrzyłam już na
niego, jak na kogoś kogo tak szaleńczo kochałam, że pozwoliłam się tak poniżać.
Miałam ochotę zrobić mu krzywdę. I pewnie bym to zrobiła, gdyby moje ciało nie
zrobiło się odrętwiałe. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie było przy mnie
biełgorojskiego przyjmującego. Właśnie…
Dima… Dlaczego ty mi tak pomagasz? Dlaczego zawsze jesteś blisko? Tak
bardzo chciałam się tego wszystkiego dowiedzieć, a z drugiej strony bałam się
usłyszeć odpowiedź. Przyjeżdżając tu chciałam uwolnić się od miłości, a nie
szukać kolejnej… Nie mogłam sobie na to pozwolić.
- Już mi lepiej. – gwałtownie odsunęłam się od niego.
O co ci chodzi? Zdawał
się mówić wzrok Dimy, ale nadal nie odezwał się słowem. Chciałam się na niego
wydrzeć, kłócić się, a potem, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko
będzie ok. Ale nie… Pan Zajebisty wolał po prostu przemilczeć całą sytuację,
pozwolić wyciszyć się wszystkim emocjom. Dupek.
W milczeniu wróciliśmy do mieszkania. Trzaskając drzwiami
zamknęłam się w gabinecie i rzuciłam na lóżko. Dla odmiany łzy wcale nie
chciały zacząć płynąć. Normalnie jakbym wypłakała już wszystko co miałam. Im
intensywniej się na tym wszystkim skupiałam, tym bardziej zastygałam. Z
rozgoryczenia zaczęłam krzyczeć. Poduszkami rzucałam na wszystkie możliwe
strony, zbierałam je, a potem z krzykiem wyrzucałam ponownie i tak w kółko.
Dima nawet przez moment nie zainteresował się, co się ze mną dzieje. Kurwa.
Sama nie wiedziałam, czego od niego oczekuję. Raz chce, żeby był blisko, a za
chwilę nie pragnę niczego bardziej, jak spierdolić jak najdalej. Nienawidzę siebie… Miałam sobie poukładać tu
życie, a wszystko się popierdoliło. Bezradnie usiadłam na łóżku. Dzień
zaczął się tak cudownie, a zakończył tak fatalnie. Dopiero teraz zaczynało do
mnie dochodzić, co tak naprawdę się stało.
Moja ucieczka tak naprawdę zdała się na nic. Przez jakieś
dwa miesiące starałam się wybudować sobie ochronny kokon, żeby móc się ukryć
przed bolesnymi wspomnieniami. Pojawił się Dima, który jest dla mnie taki dobry,
i dzięki któremu mogłam odrobinę zapomnieć. I wszystko na marne, bo ON mnie
znalazł… Czy tak będzie już zawsze? Położyłam się na łóżku, z telefonem przy
głowie. Zawsze w trudnych chwilach ratowała mnie muzyka. Czemu więc nie tym
razem? Wsadziłam w uszy słuchawki i włączyłam odtwarzacz. Nie wiem czy to był
przypadek, czy po prostu przeznaczenie, kiedy w słuchawkach usłyszałam głos
Birdy „Who will love you? Who will fight? And who will fall far behind?”. Łza ponownie zagościła na moim
policzku. Skręciłam się w kłębek i mocniej objęłam trzymaną w ramionach
poduszkę. Przymknęłam oczy. Rozległo się ciche pukanie i w progu pojawił się
Dmitrij. Udałam, że śpię. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać. W głowie toczyłam
walkę, co dalej robić ze swoim życiem. Przecież
on nadal jest w Biełgorodzie… Czy wciąż będzie mnie nękał i straszył? Kurwa…
Dima sięgnął po koc leżący na krześle i nakrył mnie nim. Palcem delikatnie
wytarł mój mokry policzek. Dłoń pachniała mu mydłem mieszanych z zapachem
Dmitrija. Tak bardzo marzyłam, żeby stał się moim ulubionym zapachem już na
zawsze. Idiotko… musisz coś z tym
wszystkim zrobić.
Rano obudziłam się skostniała. Głowa pulsowała mi z bólu, a
oczy były napuchnięte. Był poniedziałek, a ja nie mogłam w takim stanie pojawić
się w pracy. Wystarczył jeden telefon i kolejny dzień miałam spędzić tutaj, w
mieszkaniu Dmitrija. On sam krzątał się właśnie po kuchni szykując sobie
śniadanie. Rozczulił mnie nieco ten widok, kiedy pomyślałam, że może mogłoby
już tak zostać na zawsze. Ja i on… pod jednym dachem, ja i ktoś, kogo kocham. Ja
i ktoś, kto mnie nie skrzywdzi. Szybko odrzuciłam te myśli o krainie
szczęśliwości. Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę, a on wciąż zachowywał
się jakby wcale mnie tam nie było. Zrobił się taki oschły po tym jak gwałtownie
odsunęłam się od niego na ulicy. Sama nie wiedziałam co robię, ani kurwa czego
chcę. Jednak w nocy udało mi się podjąć decyzję, która miała wszystko zmienić.
Decyzję, która miała wywrócić do góry nogami moje i jego życie.
- Dima, wracam do Polski…
Cze! Czyżby siódmy rozdział okazał się pechowy dla Nataszki i Dmitrija? Przepraszam, ze tak krótko, ale pisałam na komputerze, na którym nie lubię pisać. ;))))) buziaki!
chcem więcej! buzi buzi. Jestem ciekawa co Dżoanka na to wszystko ;D
OdpowiedzUsuń